Prywatne żłobki i przedszkola w trudnej sytuacji. „Jeżeli im nie pomożemy, będzie problem”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Prywatne żłobki i przedszkola to kolejna z branży, która z powodu wirusa stanęła przed ogromnym problemem. Radni klubu Przyjazny Kraków chcą, by miasto pomogło tym instytucjom – ich zdaniem w przeciwnym razie samo będzie miało problem.

Niepubliczne żłobki i przedszkola, w przeciwieństwie do tych finansowanych przez miasto, utrzymują się w całości lub w zdecydowanej większości z wpłat od rodziców. Wielu z nich w obecnej sytuacji nie wpłaca czesnego. Z punktu widzenia budżetu domowego to duże kwoty, przekraczające często tysiąc złotych.

– Sytuacja jest trudna, ponieważ musimy utrzymać pracowników. Z drugiej strony rozumiemy też stanowisko rodziców, którzy nie chcą płacić, skoro nie mogą przysłać dzieci – słyszymy w jednym z niepublicznych żłobków działających na południu miasta. – Nie wiemy, co mówić rodzicom, ponieważ dostajemy tylko informacje o przedłużeniu przerwy o kolejne dwa tygodnie. Pytają, jak będzie wyglądać opłata za kwiecień – nie wiemy tego, bo nie wiemy, czy w połowie kwietnia otworzymy. Nie wiemy, jak będzie wyglądał maj, czerwiec czy lipiec – mówi nam osoba kierująca placówką.

Dotacja będzie ratunkiem?

Klub Przyjazny Kraków proponuje, by w tym trudnym okresie miasto pomogło niepublicznym placówkom przekazaniem w maju dotacji na każdego ucznia. Radni przygotowali cztery projekty uchwał, dotyczące dofinansowania dla żłobków, klubów dziecięcych, przedszkoli i szkół, a także placówek specjalnych. – Trzeba rozpocząć dyskusję, w jaki sposób im pomóc – stwierdza Rafał Komarewicz, przewodniczący klubu prezydenckiego.

Do projektów uchwał nie wpisano na razie konkretnych kwot. Kolejna sesja rady miasta ma się odbyć dopiero pod koniec kwietnia i do tego czasu wszystkie zainteresowane strony mają czas na to, by ustalić ewentualne szczegóły – o ile w ogóle do takich rozmów dojdzie.

Komarewicz podkreśla, że nie chodzi o to, by firmy miały zysk albo „wyszły na zero”, tylko by nie upadły. – Ewentualna dotacja nie pokryłaby wszystkich strat, ale pozwoliłaby im na przetrwanie. Bo będziemy przecież potrzebować tych placówek po zakończeniu epidemii. Jeżeli im nie pomożemy, pojawi się problem, który się będzie się ciągnął przez wiele lat – argumentuje radny.

– Będziemy uzgadniać te kwoty z prezydentem i urzędnikami. Wiemy, że budżet miasta mocno ucierpi w obecnej sytuacji, dlatego nasze propozycje muszą być przemyślane i dobrze skonsultowane – dodaje.

Co z wyżywieniem?

Z zamknięciem żłobków i przedszkoli wiąże się jeszcze jeden problem – zapaść firm zajmujących się cateringiem, które z dnia na dzień straciły źródło finansowania. Ich funkcjonowanie też będzie miało duże znaczenie po powrocie dzieci.

Na Facebooku można znaleźć wpisy rodziców, którzy zachęcają do korzystania z usług tych firm i zamawiania posiłków do domu. – W tej trudnej sytuacji wsparcie dla naszego żłobka i obsługującej go firmy cateringowej jest czymś oczywistym. Nasze dziecko uwielbia tam chodzić i często je podwójne porcje obiadu, więc nie chcielibyśmy, żeby upadli – mówi nam pan Mateusz, tata Łucji. Bez takiego zaangażowania ze strony rodziców firmy mogą ogłosić upadłość, co z kolei odbije się na dostępności i cenach takich usług po epidemii.

Płacić czy nie płacić?

Zdaniem Jerzego Gramatyki, Miejskiego Rzecznika Konsumentów, obecna sytuacja wypełnia znamiona siły wyższej w rozumieniu prawnym. To oznacza, że placówki mają argument w rozmowie z rodzicami, którzy np. oczekują zwrotu pieniędzy za drugą połowę marca.

– Z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika, że siłą wyższą jest zdarzenie zewnętrzne, niemożliwe do przewidzenia i którego skutkom nie można było zapobiec. Jeśli strona umowy nie wykona obowiązku, który z umowy ją obciążał, z powodu działania siły wyższej, to będzie to podstawa do uznania, że nie ponosi ona winy za niewykonanie takiego obowiązku, a w konsekwencji nie odpowiada za powstałą szkodę – tłumaczy.

– Kolejny istotny problem to realna możliwość zwrotu tych kosztów zwłaszcza przez placówki prywatne w sytuacji w której epidemia będzie się przedłużać W razie utraty płynności finansowej może to skutkować ogłoszeniem ich upadłości – podkreśla. Z drugiej jednak strony, rzecznik sugeruje rodzicom wstrzymanie się z płatnością za kwiecień.

– W lepszej sytuacji znajdują się rodzice dzieci placówek samorządowych i publicznych ale także i oni z całą pewnością będą musieli poczekać na rozwój dalszej sytuacji epidemiologicznej. Jeżeli będzie się ona jeszcze bardziej zaostrzać wpływać będzie na stan budżetu i zwiększać środki i nakłady konieczne do walki z epidemią i usuwania jej skutków – ocenia Jerzy Gramatyka. – Przyjęta w trybie doraźnym tzw. ustawa antykryzysowa miała na celu złagodzić przedsiębiorcom skutki ekonomiczne tej sytuacji, ale nie wystarczy dla pokrycia wszystkich kosztów – komentuje.