Kraków miastem absurdów [ZDJĘCIA]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Nie tak dawno na naszych łamach ukazały się dwa artykuły na temat dwóch absurdów na krakowskich drogach dla rowerów – kończącym się ślepo na krawężniku przejeździe w poprzek ul. Kościuszki i fuszerce przy malowaniu oznakowania na skrzyżowaniu ulic Warszawskiej i św. Filipa. Postanowiliśmy pójść o krok dalej i wespół z Marcinem Hyłą z inicjatywy Miasta dla Rowerów stworzyć obszerniejszą listę najbardziej dokuczliwych i często niebezpiecznych absurdów w centralnych dzielnicach Krakowa, w miejscach najchętniej odwiedzanych przez miłośników dwóch kółek.

Co z pewnością można powiedzieć o krakowskich absurdach to to, że biją z kilku źródeł. Urzędniczej nieznajomości prawa, niechlujstwa wykonawców i wykluczających się często przepisów. Niektóre z nich nie mają większego znaczenia – mogą być jedynie niedogodnością dla kierujących rowerem, zaś inne niosą za sobą mniej lub bardziej poważne konsekwencje natury prawnej.

Nasz rowerowy patrol zaczynamy od Błoń. Bynajmniej nie dlatego, że redakcja LoveKraków.pl leży przysłowiowy rzut beretem od największej krakowskiej łąki, a koszula, wiadomo bliższa ciału, a dlatego, że tamtejsza droga dla rowerów to jedna z najważniejszych, rekreacyjnych ścieżek rowerowych w centrum.

Błonia

W miejscu, w którym stykają się aleja Focha i 3 Maja, przez środek prowadzi pas dla rowerów, umożliwiający zjazd z Alej. Niestety jego lokalizacja prowadzi do sytuacji, w których samochody skręcające w lewo z al. Focha w 3 Maja, ustępując pierwszeństwa samochodom, zatrzymują się często na samym środku pasa, blokując tym samym jadących prawidłowo rowerzystów. Nie tak dawno, oznakowanie w tym miejscu również pozostawiało wiele do życzenia, albowiem przy wjeździe brakowało znaku zakazu wjazdu, przez co część cyklistów jechało nim pod prąd. Ten błąd Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu naprawił, ale, jak mówi Marcin Hyła, ów pas jest absolutnie niefunkcjonalny i w zasadzie powinien być wymalowany z drugiej strony.

O ile jedyną bolączką rowerzystów we wspomnianym miejscu jest niefunkcjonalność, o tyle kilkadziesiąt metrów dalej jest rozwiązanie drogowe poważnie zagrażające bezpieczeństwu poruszających się jednośladami.

Chodzi o skrzyżowanie al. Focha i ul. Kałuży. Na fragmencie ulicy Kałuży ZIKiT stworzył wydzielony pas rowerowy, którego przedłużeniem jest przejazd dla rowerów prowadzący do Błoń. Dla rowerów dopuszczony jest ruch na wprost, w lewo i w prawo. Samochód, skręcając w lewo, musi kolizyjnie przeciąć pas rowerowy. – To jest sytuacja niedopuszczalna. Tego pasa w ogóle nie powinno być. To jest bardzo niebezpieczne rozwiązanie – tłumaczy Hyła.

Co więcej przestrzeń wspomnianego pasa dla rowerów notorycznie naruszają omijające się na przystanku autobusy. Gdy pas powstawał, rowerzyści zwracali uwagę na niebezpieczeństwa z nim związane. ZIKiT zapewniał, że nie będzie odnawiany, jednak pomimo deklaracji droga dla rowerów jak była, tak jest.


DDR jak nie DDR


Na kolejne absurdy, w tym jeden niosący za sobą poważne konsekwencje, natrafić można w drodze na Planty, konkretnie na ul. Smoleńsk. Na skrzyżowaniu z ul. Retoryka, na asfalcie wymalowany jest przejazd dla rowerów. Niestety jego istnienia nie potwierdza oznakowanie pionowe. Co więcej ZIKiT zupełnie niepotrzebnie ustawił znak informujący o końcu drogi dla rowerów, której w tym miejscu próżno szukać. To tak naprawdę niewielka przewina. Na dużo poważniejszą natknąć się można nieco dalej, po przeciwnej stronie Alej. Wzdłuż ul. Dunin-Wąsowicza, tuż przy Kinie, ZIKiT utworzył popularny wśród rowerzystów przejazd. Prowadzi do niego droga dla rowerów, która de facto i de iure „dedeerem” nie jest. Urzędnicy czy to przez nieznajomość przepisów, czy też przez roztargnienie zapomnieli jej oznaczyć. A to już poważny błąd, który powinien być szybko naprawiony.

– Tam nie ma ani znaku C13 oznaczającego drogę dla rowerów. Gdyby ktoś zawrócił samochodem przez drogę dla rowerów, korzystając z niej jako nawrotki, to byłoby pole do dyskusji, czy doszło do wykroczenia. Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie wpadłby na taki pomysł, ale generalnie to zaniedbanie w oznakowaniu stwarza taką możliwość. No bo co to jest droga dla rowerów? To jest coś oznaczone znakiem droga dla rowerów – punktuje aktywista.

Planty w kratkę

Ulica Smoleńsk to chętnie wykorzystywana trasa rowerowa prowadząca do Plant. Po wielu bojach rowerzystom udało się wywalczyć wydzielony przejazd u jej wylotu. To rozwiązanie chwalone przez aktywistów i na dodatek, do którego trudno się przyczepić. Choć nie od razu było tak różowo. Gdy przejazd powstał, od strony Plant brakowało przy znaku A7 – ustąp pierwszeństwa, a że zgodnie z przepisami, przejazd dla rowerów jest rodzajem skrzyżowania, to cały ruch w stronę Kleparza musiałby ustępować pierwszeństwa rowerzystom wyjeżdżającym z Plant. ZIKiT jednak błąd naprawił, znak stoi, szkoda tylko, że nie posilono się o jego pomniejszoną wersję. Dużo gorzej jest kilkadziesiąt metrów dalej, w miejscu, w którym planty przecina ul. Franciszkańska. Przez zapominalstwo urzędników może tam dochodzić do sytuacji niebezpiecznych. Sytuacja jest analogiczna do tej z wylotu ul. Smoleńsk. O ile tam urzędnicy zreflektowali się, o tyle tu niestety nie.

– Przejazd jest skrzyżowaniem, na którym obowiązują albo znaki, albo zasada prawej ręki. Tu znaków mówiących o konieczności ustąpienia pierwszeństwa przez rowerzystów nie ma, obowiązuje więc zasada prawej ręki, zatem kierowcy jadący zarówno od strony Filharmonii, jak i pl. Wszystkich Świętych powinni ustępować pierwszeństwa rowerzystom ze swojej prawej strony. Oczywiście nikt samobójczo nie będzie się rzucał pod samochody czy tramwaje, ale powinno się przyjąć jednolitość oznakowania i nie tworzyć sytuacji, w których w jednym miejscu jest tak, a w drugim inaczej – stwierdza Hyła.


Kładka Bernatka. Nikt nie odrobił lekcji


Kładka Bernatka na nowo włączyła fragment Podgórza w „obieg” miasta. Zdecydowanie ożywiła ruch rowerowy na knajpianym szlaku prowadzącym z Kazimierza na Podgórze i na bulwarach wiślanych. Niestety, w jej rejonie, aż roi się od błędów. Pierwszy z nich, nie wynika z zaniedbań Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu, a bałaganu w przepisach.

Jadąc ulicą Podgórską od strony Mostu Piłsudskiego, na 50 metrów przed kładką stoi znak nakazujący rowerzystom zjazd z jezdni na chodnik prowadzący do kładki. Absurd może niezbyt szkodliwy, ale dużo łatwiej przejechać po równym jak stół asfalcie i przez przejazd dla rowerów wjechać wprost na kładkę, niż po wyboistej kostce, na dodatek przeciskając się między licznymi spacerowiczami i zaparkowanymi samochodami.

– To jest znak nakazu i on nakłada na rowerzystów obowiązek. Nie możemy tymi paroma metrami ulicy Podgórskiej jechać jezdnią, tylko musimy zjeżdżać na chodnik. I to jest absurd, ale to jest do dyskusji akurat nie z ZIKiT-em tylko z wojewodą Ćwikiem, ponieważ tutaj jedną z form poprawnego oznakowania byłby chodnik z dopuszczonym ruchem rowerowym. Znak drogowy ma swoje konkretne znaczenie prawne, oczywiście nie słyszałem, by ktokolwiek dostał tu mandat za jazdę ulicą, ale zgodnie z prawem jest to możliwe – wyjaśnia Marcin Hyła.

Przy samym zjeździe z kładki inżynierowie ruchu popełnili ten sam grzech zaniedbania, jak na przecięciu Plant i ulicy Franciszkańskiej. – Przepis ustawy mówi jasno, wyjazd z drogi dla rowerów jest włączaniem się do ruchu, z wyjątkiem wjazdu na przejazd dla rowerzystów, tutaj powinien być znak A7, czyli ustąp pierwszeństwa, bo teraz mamy skrzyżowanie dróg równorzędnych, więc wszyscy kierowcy jadący od strony ul. Krakowskiej powinni ustąpić pierwszeństwa rowerzystom. Znów formalnie mamy bałagan – podkreśla szef Miasta dla Rowerów.

Kłopot jest także z wydzielonym na prowadzącej do kładki ulicy Mostowej pasem dla rowerów. Mostowa to typowa dla Kazimierza wąska jednokierunkowa uliczka. Po jednej stronie wydzielone miejsca do parkowania wzdłuż ulicy, po drugiej wciśnięty pas rowerowy. I tu znów kłaniają się przepisy, o których istnieniu mało kto ma pojęcie. Miejsca postoju w Strefie Płatnego Parkowania oznaczone są tabliczką T30, oznaczającą sposób parkowania – prostopadle, równolegle lub skośnie do jezdni.

Szkopuł w tym, że zgodnie z rozporządzeniem ministrów infrastruktury i spraw wewnętrznych w sprawie znaków i sygnałów drogowych, miejsce do parkowania przeznaczone jest dla pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 tony. Zatem znakomita większość parkujących dostawczaków stoi tam nielegalnie. Co więcej wymijające je samochody nieustannie wjeżdżają na pas dla rowerów, pociągając tym samym za sobą niebezpieczeństwo dla ich użytkowników.

Ten problem dotyczy nie tylko ulicy mostowej, ale i szeregu ulic w centrum. – To problem systemowy. Na moje oko 80–90 proc. miejsc postojowych w strefie jest oznaczona tymi tabliczkami. Nie wiadomo, czy ZIKiT w ogóle miał tego świadomość. Można się zastanowić, czy nie należałoby na nowo zrobić organizacji parkowania w Strefie, bo ktoś nie zauważył, że w Polsce mamy takie przepisy. Wojewoda Ćwik też tego nie zauważył. To nieodrobienie lekcji domowej, polegającej na tym, że czytamy rozporządzenia. To jest oczywiście fikcja, bo wiadomo, że będzie ruch dostawczy. I to rodzi problem dla kontraruchu – przekonuje Hyła.

Po drugiej stronie Wisły też roi się od „błędów i wypaczeń”. Na pierwszy absurd można natrafić na samym zjeździe z kładki. Z niewiadomych przyczyn zniknął znak ustąp pierwszeństwa przed wjazdem na ścieżkę rowerową w ciągu ulic Nadwiślańskiej i Brodzińskiego.

Rowerzyści mogą mieć kłopoty na samej Nadwiślańskiej, na której ustanowiono kontraruch rowerowy, który skręca w ulicę Piwną z pierwszeństwem przejazdu. Jak się okazuje, ZIKiT zlikwidował prawidłowe dotychczas oznakowanie.

– Doszło do przezabawnego zamotania. Widać, że ZIKiT coś usiłuje poprawiać, ale jeszcze nie do końca wie, o co chodzi. Weźmy taką sytuację. Jedziemy ul. Nadwiślańską i na łamanym pierwszeństwie chcemy jechać dalej w Piwną. Dojeżdżamy do skrzyżowania, zgodnie z przepisami samochód jadący od strony kładki Bernatka ma nam ustąpić pierwszeństwa, natomiast z oznakowania na jezdni wynikało, że zmieniamy pas ruchu, czyli musimy ustąpić pierwszeństwa pojazdowi jadącemu z naprzeciwka. Takie oznakowanie to jest dziecinada – zżyma się aktywista.  I dodaje, że ZIKiT powinien dociągnąć linię krawędziową do środka skrzyżowania mniej więcej do stojącego tam „minionka”.


Bałagan z tabliczkami


Sporo bałaganu jest też na ul. Piwnej, na której, na wysokości skrzyżowania z ul. Krakusa brakuje tabliczki informującej o prowadzącym tamtędy kontraruchu rowerowym. To poważnie niedopatrzenie, które w razie potencjalnej kolizji roweru z samochodem może być argumentem na korzyść kierowcy.

ZIKiT ma problem z tabliczkami, których rozmiary jasno określają przepisy. Te umieszczone pod znakami kwadratowymi, np. informującymi o ulicy jednokierunkowej, powinny mieć szerokość macierzystego znaku. Na terenie Krakowa panuje pełna dowolność. Wina nie leży bezpośrednio po stronie ZIKiT-u, a firm stawiających oznakowanie, jednak pracownicy tej miejskiej jednostki w czasie odbiorów powinni zwracać na to baczniejszą uwagę. W innym przypadku może to zrobić wojewoda.


Lea – groch z kapustą

Przejazd badawczy po krakowskich ulicach zakończyliśmy na ulicy Lea, na której od jakiegoś czasu funkcjonuje kontraruch rowerowy. Chcąc zrobić dobrze cyklistom, Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu zrobił sporo zamieszania, niechcący zraził też do siebie kierowców. Na wysokości skrzyżowania z ul. Kijowską utworzona została zatoka dla rowerów. Zamysł słuszny, gorzej z wykonaniem. – Zrobili bardzo ładną sygnalizację, ale linia zatrzymań w przypadku ruchu rowerowego może być oddalona o pół metra od pasów. Tu mamy ze dwa metry, jak dla samochodów, a przejście które może mieć dwa i pół metra, dalej ma cztery, więc jak ktoś pyta, gdzie się podziały na miejsca postojowe, to mamy gotową odpowiedź – sarka Marcin Hyła.

Zatokę oddziela gumowa szykana, na której przez długi czas stał pachołek z niewłaściwym oznakowaniem. – Tu był słupek, a na nim znak C 9 – nakaz jazdy po prawej stronie znaku. Tego znaku w takim miejscu umieszczać nie wolno, bo po prawej stronie znaku jest dopuszczony ruch w przeciwną stronę. Ten został usunięty, ale kawałek dalej stoi sobie w najlepsze – stwierdza.

I podkreśla, że organizację ruchu na tej ulicy należy zaplanować zupełnie od nowa, bo istniejące rozwiązanie utrudnia ewakuację ze skrzyżowania, a oznakowanie bywa mylące.

Przypadki trzech patrolowanych przez nas dzielnicach jak w soczewce skupiają problemy, z którymi borykają się rowerzyści w pozostałych rejonach Krakowa. Obnażają one nie tylko niedbalstwo urzędników i nieznajomość przepisów, lecz także fuszerki wykonawców i poważne błędy systemowe. Bez wątpienia Kraków staje się miastem przyjaznym rowerzystom, jednak, na podstawie przytoczonych przez nas przykładów, można wywnioskować, że w magistrackich gabinetach wciąż pokutuje przekonanie, że pewne rozwiązania można wprowadzać ad hoc – bez planu, bez głębszej analizy i bez nadzoru nad wykonawcami.

Wielu błędów udałoby się uniknąć i choć większość z nich można traktować z przymrużeniem oka, to niektóre są realnym zagrożeniem dla zdrowia i życia mieszkańców. Dlatego być może w kolejnej kadencji warto by zastanowić się nad przywróceniem funkcji oficera rowerowego, który zajmowałby się nie tylko propagandą sukcesu, ale przede wszystkim planowaniem, konsultacjami i edukacją, bo, jak wielokrotnie w tym tekście udowadnialiśmy, ze znajomością przepisów wśród urzędników bywa różnie.