ZZM sadzi drzewa, ktoś inny je kradnie

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Lema, Szymanowskiego, Grota-Roweckiego, Aleje Trzech Wieszczów – to tylko kilka przykładów miejsc, w których Zarząd Zieleni Miejskiej sadził w ostatnich tygodniach nowe drzewa i krzewy. Niestety, część sadzonek regularnie pada łupem złodziei albo wandali.

– Szacujemy, że w ciągu roku wydajemy kilkanaście, może nawet do kilkudziesięciu tysięcy złotych na sadzonki, które giną. Jesienią i latem problem jest mniejszy, ale wiosną, kiedy ludzie robią nasadzenia we własnych ogródkach, tracimy ich więcej – mówi Piotr Kempf, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej.

Jak twierdzi, nowe sadzonki są kradzione praktycznie w każdej części miasta. – Kosodrzewiny zniknęły nam zarówno z donic na Grodzkiej, jak i z tych w Mistrzejowicach – mówi Kempf. – Staramy się zwracać uwagę, ustawiać tabliczki, że jest to wydatek z pieniędzy mieszkańców i dla mieszkańców. Ale czasem ginie łącznie z tabliczkami.

Jeden złapany

ZZM wie, że ze strony policji nie może liczyć na wymierną pomoc. – Tak naprawdę jedyne, co możemy zrobić, to konsekwentnie uświadamiać mieszkańców. To jedyna szansa, żeby sadzonki nie ginęły – ocenia.

– Kradzieże większych drzew, które mają większą wartość, zgłaszamy na policję. Mieliśmy jedną sytuację, kiedy policja złapała złodzieja na gorącym uczynku, ale to jeden jedyny przypadek – stwierdza dyrektor miejskiej jednostki.

Bezmyślne zniszczenia

Oprócz kradzieży, zdarzają się także przypadki celowego niszczenia nowych nasadzeń. Tak było np. wiosną na Azorach, gdzie ktoś wyciął świeżo posadzone drzewa. – Ręce opadają. Sama kradzież nie jest godna pochwały, ale jeśli ta sadzonka będzie posadzona gdzieś na terenie Krakowa w ogródku, to można przyjąć, że jest to jakaś korzyść dla miasta. Wandalizm jest o wiele gorszym zjawiskiem – ocenia Kempf.

Dlatego jednostka prosi mieszkańców, by zamiast niszczyć, zgłaszali ewentualne uwagi do nasadzeń, bo w ciągu pierwszego roku można jeszcze przesadzić roślinę w inne miejsce. Na jednym z osiedli mieszkańcy skarżyli się, że posadzono brzozy zbyt blisko bloków. ZZM deklarował, że jesienią je przesadzi, ale nie zdążył, bo zostały już zniszczone.

– Na pewno zniszczenie nie jest rozwiązaniem. Bo np. my teraz nie wiemy, czy na Azorach powtórzyć te nasadzenia, czy nie. Mamy skwerek, który mógłby być obsadzony drzewami, ale tego nie robimy, bo obawiamy się powtórzenia sytuacji z wiosny. Gdyby nam ktoś – nawet anonimowo – zgłosił, że tam z jakiegoś powodu nie powinno być drzew, to wiedzielibyśmy, w czym jest problem – tłumaczy dyrektor Kempf.

Aktualności

Pokaż więcej