News LoveKraków.pl

Jan Kościuszko i jego filozofia pomagania. „Wymyśliłem akcję, która jest transparentna” [ROZMOWA]

fot. Julia Ślósarczyk
O potrzebie pomagania i o tym, jak sensownie to robić, a także o wzruszających spotkaniach mówi Jan Kościuszko, pomysłodawca Wigili dla Osób Bezdmonych i Potrzebujących.

Kinga Poniewozik, LoveKraków.pl: Od 27 lat, w ostatnią niedzielę, która poprzedza Wigilię bezdomni i potrzebujący gromadzą się na Rynku Głównym, bo tu mają możliwość spotkać się przy świątecznym stole. Skąd pomysł na to przedsięwzięcie?

Jan Kościuszko: Odkąd prowadziłem przedsiębiorstwa, to miałem własne inicjatywy. Z potrzeby serca świadczyliśmy charytatywną pomoc dla ludzi. To było nieskoordynowane. Dawaliśmy pieniądze na leczenie, na jedzenie. Potem przyszła era fundacji, które się do nas zwracały. Przekazywaliśmy im pieniądze. Któregoś dnia doszedłem do wniosku, że te pieniądze niekoniecznie trafiają w całości do osób, dla których są adresowane, bo po drodze są jakieś administracyjne bariery - fundacja ma swoje koszty i tak dalej. W związku z tym wymyśliłem taką akcję, która jest jak najbardziej transparentna, czyli z jednej strony są ci, którzy chcą i mogą pomóc, a z drugiej strony są ludzie, którzy o tą pomoc muszą się ubiegać. Wtedy powstał stół wigilijny na Rynku, gdzie z jednej strony są ci, którzy dają i pomagają, a z drugiej strony są ci, którzy tej pomocy potrzebują. Nie przyjmujemy żadnych finansowych dotacji.

Z czego to wynika? W końcu każdy dodatkowa złotówka to pomoc skierowana do szerszej grupy odbiorców… A jak wiemy potrzebujący, którzy przyjdą w niedzielę na Rynek Główny, otrzymają paczki z darami rzeczowymi.

Odcinamy się w ogóle od jakichkolwiek pieniędzy. Jeżeli chodzi o jedzenie i zaopatrzenie i częściowo również paczki, to finansujemy je my, czyli moja firma. Natomiast nasi partnerzy, którzy nas bardzo wspomagają to jest Wawel Kraków, Biedronka i wiele drobniejszych firm, np. Awiteks, który daje pieczywo. Z tych rzeczy, które dostajemy oraz nasze konserwy pakujemy do paczek, które trafiają do potrzebujących.

A co poza konserwami w takich paczkach znajdą potrzebujący?

To zależy od tego, co dostaniemy od naszych partnerów. Staramy się to wszystko sprawiedliwie rozdzielać. Głównie są to słodycze, konserwy, produkty o przedłużonym terminie przydatności. Bardzo dziękuję krakowianom za to, że coraz więcej takich rzeczy przynoszą. I tu nasz apel: jesteśmy w niedzielę na rynku od 11.00 i przyjmujemy tego typu rzeczy, które natychmiast będą na ich oczach rozdawane.

Czym dla pana, jak pomysłodawcy, jest to przedświąteczne spotkanie z osobami bezdomnymi, samotnymi?

Przede wszystkim jest jedną wielką kontynuacją tego, co do tej pory robiliśmy, tego, co obiecałem tym ludziom kiedyś na którymś z wywiadów, że bez względu na to, jakim będę dysponował zapleczem finansowym, to zawsze w tym dniu stanę na rynku, chociażby z jednym garnkiem pierogów, ale będę. Jakby pani przeszła i popatrzyła na twarze tych ludzi, którzy wyczekują tej wigilii, którzy są od lat z nami, to nie można im tego zrobić, żeby tego dorocznego spotkania nie było. Jeszcze nie ma kandydatur na kogoś, kto, by w tej skali, w tej formie pociągnął to przedsięwzięcie.

Z jakimi pan dotychczas reakcjami się spotkał? Które wigilia, spotkanie podczas niej pana najbardziej wzruszyło, które pan zapamiętał?

Najbardziej wzruszający moment był podczas którejś z wigilii, kilka lat temu, kiedy pomagał mój syn. Stanął na wozie, z którego były rozdawane paczki z pomarańczami. W którymś momencie zszedł ze łzami w oczach i mówi, że stoi tam mały chłopak, który wyciąga ręce, ale nie ma najmniejszych szans, bo jest taki tłum. Normalnie się rozpłakał. Więc wzięliśmy tego chłopca ze środka, daliśmy mu kilka paczek, bo był z niepełnej rodziny alkoholików. Poprosiliśmy ochroniarza, żeby go odprowadził poza tą sferę, żeby mu nikt mu tego nie zabrał. I wtedy poczułem, że ta więź emocjonalna z nim, ze mną i z moim synem się rodzi. To był taki przejaw bezpośredniej empatii z jego [syna Michała - przy. red.] strony i to bardzo dobrze rokuje na przyszłość, ewentualnie na to, że ta akcja będzie w dalszym ciągu prowadzona, jak mnie już zabraknie.