„O podróżach „Damy” możemy zapomnieć” [Rozmowa]

Andrzej Betlej, dyrektor MNK fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Koniec 2016 roku był dla Muzeum Narodowego w Krakowie niezwykle owocny. Chodzi oczywiście o zakup kolekcji Czartoryskich i budynku dawnego hotelu Cracovia. O tym, dlaczego „Dama z gronostajem” nie będzie podróżować i co spowodowało, że musimy poczekać na remont Gmachu Głównego, opowiada w rozmowie z LoveKraków.pl Andrzej Betlej, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Nowy rok, nowe plany. Jakie konkretnie?

Andrzej Betlej, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie: Zacznę od tego, na co zazwyczaj czekają widzowie, czyli wystawy. Ostatnią wystawą, którą niejako odziedziczyliśmy po poprzedniej dyrekcji, jest ekspozycja sztuki barokowej między Bratysławą a Krakowem, na której zostaną pokazane dzieła ze słowackiej Galerii Narodowej, Lwowskiej Galerii Sztuki i ponad 20 innych kolekcji! W Walentynki, nieprzypadkowo, otwieramy wystawę grafiki japońskiej, zatytułowaną ONNA, a poświęconej wizerunkowi i wyobrażeniom kobiet… Czas przyspiesza, w związku z czym niecały miesiąc potem, 10 marca, otwieramy Potęgę awangardy w Kamienicy Szołayskich. To wystawa zorganizowana w ramach obchodu roku awangardy w Polsce. Zestawimy na niej dzieła wybitnych twórców awangardy europejskiej z artystami polskimi. Takie zderzenie dwóch potęg będzie dość intrygujące, ponieważ pojawi się tam Malewicz, Munch, ale też dzieła tych, którzy tworzyli awangardę w naszym kraju. Wystawa ma mieć nie tylko historyczny układ, czyli dotyczyć awangardy z I poł. XX wieku. Wątek ten będzie rozwijany aż do współczesnej sztuki. A zderzenie dzieł awangardowych z Kamienicą Szołayskich będzie dość ciekawym doświadczeniem artystycznym. W kwietniu czeka nas wystawa najważniejszych dzieł z kolekcji Czartoryskich w Arsenale. To coś, na co czeka Kraków, a my jesteśmy mu to winni w odniesieniu do ostatnich wydarzeń. Pokażemy na tej wystawie dzieła i mieszkańcom, i turystom, którzy pytają nie tylko o słynną „Damę z gronostajem”. Tym sposobem zbliżamy się do kolejnej wystawy „#dziedzictwo”. Traktujemy ją w sposób programowy. Ma mówić w dwojaki sposób o dziedzictwie. Z jednej strony chcemy pokazać, jak tytułowe pojęcie odnosi się do zbiorów MNK, z drugiej - czym dla nas dziedzictwo jest aktualnie. Na wystawie znajdzie się około 650 obiektów i zajmie ona zarówno Salę wystaw zmiennych na parterze, jak i na piętrach Gmachu Głównego.

Czyli Gmach Główny zmieni się w jedną wielką wystawę?

Tak, można powiedzieć, że to wystawa totalna. Pokażemy m.in. te rzeczy, z którymi można się identyfikować. Istotny tutaj będzie również aspekt partycypacyjny. Ekspozycja będzie się skupiała wokół kilku zasadniczych ścieżek narracyjnych – takich jak: „obywatele”, „język”, „geografia”, „kultura”. Uważam, że na tego typu wystawy, zaaranżowane w bardzo oryginalny sposób, widzowie czekają. Nie będzie ona łatwa, lecz ma za zadanie zmuszać do myślenia, a także dać możliwość odnalezienia się, identyfikacji z tym, co każdy z nas określa jako swoje dziedzictwo. Ta ekspozycja wpisuje się w to wielkie wydarzenie, jakie będzie czekało Kraków, czyli lipcową sesję UNESCO. Kongresowi będzie też towarzyszyć wystawa poświęcona twórczości z Auschwitz.

Dlaczego właśnie taka tematyka?

Po raz pierwszy w historii Muzeum Auschwitz opuszczą wszystkie oryginalne prace stworzone przez więźniów w czasach funkcjonowania tego strasznego miejsca. Moim zdaniem ta wystawa wstrząśnie widzami. Niewielkie wnętrza Kamienicy Szołayskich, gdzie odbędzie się wystawa, spotęgują ekspresję pokazanych dzieł. Będzie też element zaskoczenia. Mówimy Auschwitz i od razu kojarzymy to słowo z Holocaustem. Okazuje się jednak, że są tam dzieła dotyczące nie tylko tego problemu. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w obozie działało Lagermuseum, dla którego więźniowie tworzyli obrazy. Zestawienie np. wstrząsających portretów więźniów i dzieł z Lagermuseum będzie dla wielu dużym wstrząsem. Te dwie wystawy będą długo funkcjonowały. Chcemy bowiem zerwać z trzymiesięcznym rytmem wystaw. „Dziedzictwo” potrwa do listopada, bo wtedy otwieramy nową wystawę.

Wszyscy czekamy na „Wyspiańskiego”.

Wystawa „Wyspiański” rozegra się na całym drugim piętrze muzeum. Na jej potrzeby ograniczamy stałą Galerię Malarstwa Polskiego XX wieku do 1/3 powierzchni II piętra Gmachu Głównego, tak aby każdy miał możliwość zobaczenia najlepszych dzieł Wyspiańskiego. Mamy blisko 900 obiektów z nim związanych. Będzie to największa wystawa po II wojnie światowej poświęcona temu artyście. Chcemy udostępnić to, co jest skrywane, a wystawa potrwa niemal rok. To najbliższe plany, trafiające w zapotrzebowanie i oczekiwania. I zapomniałem o tym, co będzie w Cracovii.

W maju podczas Nocy Muzeów zobaczymy pierwszą wystawę.

Właściwie pokaz, będący zapowiedzią tego, co możemy eksponować w Cracovii. Będą to rzeczy związane z designem czy wzornictwem artystycznym po II wojnie światowej. Otwarcie większej wystawy nastąpi jesienią i mogę zdradzić, że będzie to wystawa dedykowana twórcy Cracovii, czyli architektowi Witoldowi Cęckiewiczowi.

Skoro już mowa o Cracovii. Ciekawi mnie, jak wnętrze obiektu zostanie przystosowane do potrzeb ekspozycyjnych.

Trudno opisywać mi cały proces technologiczny, ale jest to możliwe. Część tych pokoi zostanie poszerzona, by wydzielić tam potrzebne przestrzenie. Tak naprawdę najprostszą rzeczą byłoby zaadaptowanie jednej z niższych kondygnacji. Najprostsza do adaptacji jest przestrzeń na parterze. Nie chcemy działać półśrodkami, ale dobrze to przygotować. Cracovia jest dla nas wielką sprawą, bo to pomoże nam myśleć o przebudowie Gmachu Głównego. Pamiętajmy, że nie dokonaliśmy zakupu jedynie budynku, ale również działki. Należy do niej parking, który najchętniej zamieniłbym na przestrzeń służącą wszystkim, lecz pamiętajmy, co można zrobić wkopując się pod parking. Za budynkiem Cracovii również znajdują się przestrzenie do wykorzystania, może na magazyn?

W ostatniej rozmowie pan Andrzej Szczerski, wicedyrektor MNK ds. Naukowych, zaznaczał, że jeżeli Cracovia nie spełni swojej funkcji magazynowej, powstanie nowy obiekt na tej działce.

Tak naprawdę musimy przygotować szczegółową koncepcję, bo najpierw skupiliśmy się na jednym podstawowym kroku: kupić, aby uratować. Negocjacje trwały z różnym natężeniem przez cały rok. Chciałbym podkreślić, że był to zakup, który wynikał z przemyślanej kalkulacji finansowej.

Ale jak widać skutecznie, bo pod koniec 2015 roku pojawiła się ta informacja, a pod koniec 2016 budynek Cracovii stał się oddziałem MNK.

To szczęśliwa koincydencja. Pracowaliśmy nad tym, lecz pewne pomysły da się zrealizować szybko, innych nie. Szczęśliwie udało się uzyskać dotację celową Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Trzeba bardzo mocno podkreślić, że decyzję o zakupie zawdzięczamy Pani Premier Beacie Szydło, a w negocjacje zakupu zaangażował się osobiście Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zamiast kolejnej galerii handlowej Kraków będzie miał placówkę kulturalną.

Nie było tutaj żadnej, w moim odczuciu, alternatywy. Myślę, że nawet inwestor zdał sobie z tego sprawę. Dlatego też kupiliśmy obiekt poniżej ceny, jaką zapłacił kilka lat temu. To też duże osiągnięcie.

Jednak reklamy nie znikną z budynku tak szybko?

Trzeba mieć świadomość podpisanych wcześniej umów. Niektóre z nich można wypowiedzieć, innych nie, a przynajmniej nie od razu. Przejęliśmy budynek 4 stycznia i od tego dnia rozpoczęły się wszelkiego rodzaju zabiegi formalne. Czeka nas dużo pracy – przepisywanie umów czy odbiór techniczny. Na czas przygotowania formalności budynek będzie wykorzystywany przez muzeum w dużym stopniu komercyjnie. Ale będzie też udostępniany publiczności i będzie się tam toczyło życie kulturalne. Łukasz Gaweł, wicedyrektor MNK ds. Komunikacji, organizuje tam zwiedzania dla fotografów, blogerów, vlogerów – coś na kształt post-industrial tour. Kiedy wszystkie kwestie formalne zostaną wyjaśnione, będziemy organizować wycieczki dla grup turystycznych.

Polem do popisu jest również plac między Gmachem Głównym a Cracovią.

Nie ukrywam, że ta kwestia nas również zajmuje. Ważne jest to, że kupno Cracovii to nie tylko kupno nowego oddziału. Od początku twierdzę, że muzeum nie funkcjonuje w próżni. Poprzez zakup staliśmy się odpowiedzialni za naprawdę spory fragment Krakowa. Nie możemy sobie sami wymyślić, jak zagospodarować ten plac.

Konsultacje społeczne?

One są dla nas kluczowe. W ich ramach trzeba zastanowić się nad jednym układem, który wyznacza plac przed muzeum i plac przed Cracovią. Nie możemy tego zrobić indywidualnie. Akcentujemy konieczność współpracy z miastem. Kamienny plac przed Gmachem będziemy ożywiali, chcemy postawić Tężnię – instalację artystyczną Roberta Kuśmirowskiego i zastanowić się nad tym, czy ten plac musi być aż tak betonowy.

Zieleń ożywi to miejsce?

To jest konieczne, szczególnie w czasach smogu. W tym miejscu zieleń jest potrzebna. Chodzi również o ożywianie samego Gmachu. Niebawem pojawią się formy organiczne – rodzaj siedzisk -  zapraszające do wnętrza muzeum.

Co zatem z remontem Gmachu Głównego?

Trzeba ustalić priorytety. W obecnej sytuacji to Pałac Czartoryskich budzi największe oczekiwanie. Mam nadzieję, że pod koniec 2019 roku będziemy w stanie zaprosić widzów do odnowionego budynku. Drugim priorytetem jest Cracovia. To warunek przebudowy Gmachu. Może się tu znaleźć centrum magazynowania i konserwacji zbiorów, czyli tzw. „zimne” magazyny, ekologiczne (energooszczędne), a zarazem otwarte (studyjne), które można zwiedzać. Cracovia w naturalny sposób tworzy zaplecze dla administracji. Dotychczasowe projekty inwestycyjne z reguły nie uwzględniały kwestii logistycznych i pracowniczych. Nikt nie pomyślał o tym, że mamy w muzeum nie tylko kustoszy, których jestem w stanie rozlokować do innych działów, ale też całą grupę pomocników muzealnych czy strażników. Miałbym zamknąć Gmach? Należy się przyjrzeć programowi funkcjonalnemu i kosztom. Po dokładnej analizie struktury budynku Gmachu, koszt planowanego remontu – według szacunków laureata konkursu - uległ znaczącemu zwiększeniu (wobec optymistycznie zakładanych w warunkach konkursowych 150 mln). Sama przebudowa części historycznej (1/3 budynku Gmachu) miała by bowiem kosztować 70 mln. Trzeba zatem na kwestie inwestycyjne patrzeć realistycznie, dbając o finanse. Naiwnością jest sądzić, że tego typu zamierzenia nie można „sztukować” kilkoma projektami finansowymi…

Przejdźmy do kolejnego ważnego dla MNK zakupu. Chodzi oczywiście o kolekcję Czartoryskich. Transakcja roku, transakcja historyczna?

Doszło do bezprecedensowego zakupu, ponieważ mamy do czynienia z dziełami i pamiątkami bezprecedensowymi. Przyznam szczerze, że nie rozumiem podnoszonych wątpliwości. Udostępnienie kolekcji dla narodu nie jest tożsame z własnością prywatną - tak było za czasów Izabeli Czartoryskiej, Władysława Czartoryskiego oraz jego potomków. Co więcej, nawet w roku 1949, państwo nie przejęło kolekcji na własność, lecz wzięło w zarząd. Ten stan prawny scementowała umowa depozytowa i powstanie fundacji w roku 1991. Była to prywatna kolekcja, która znajdowała się w depozycie Muzeum Narodowego w Krakowie. Losy relacji pomiędzy fundacją a muzeum kształtowały się różnie. Od pełnej, bliskiej współpracy, po pewne problemy wynikające z ruchu muzealiów. Tymczasem MNK, od momentu wzięcia w zarząd kolekcji, dbało o nią na tyle, ile mogło. Zapominamy o tym, że budynek Biblioteki Książąt Czartoryskich został wzniesiony sumptem Muzeum Narodowego w Krakowie. To tam kolekcja najcenniejszych starodruków i rękopisów jest prezentowana i udostępniona publiczności czy badaczom. Mało kto pamięta o tym, że wkład MNK w ochronę tej kolekcji jest niewiarygodny. Przypomnę tu chociażby działalność dra Marka Rostworowskiego czy prof. Zdzisława Żygulskiego juniora, związanych z Muzeum Czartoryskich. Jak wspomniałem, relacje z Fundacją kształtowały się  różnie. W chwili nabycia przez Skarb Państwa problemy dotyczące zbiorów przestały być problemami. MNK, którego organizatorem jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ma zapewnioną sytuację finansową.

Ale nie zawsze tak jest.

Oczywiście, jako Muzeum zawsze chcielibyśmy być jak najlepiej dofinansowywani, czy mieć jak największe dotacje podmiotowe, ale na pewno ta sytuacja pozwala na ustabilizowanie losów kolekcji. Przypominam, że Muzeum i tak dotąd utrzymywało kolekcję i bibliotekę….

Czyli można powiedzieć, że od teraz kolekcja jest już bezpieczna?

Zapewnia bezpieczeństwo i o tym należy przede wszystkim pamiętać. Niewiele mówiło się, że umowa depozytowa była zawarta na czas nieokreślony. Miała jednak bardzo określony okres wypowiedzenia – śmiałem się, że umowa depozytowa (z licznymi ograniczeniami dla depozytariusza czyli dla MNK) ważna jest przez dzień dzisiejszy i trzy miesiące. Na takiej konstrukcji prawnej nie można było niczego pewnego budować, planować. W każdej chwili każda ze stron mogła wypowiedzieć umowę i stwierdzić, że nie jest dalej zainteresowana współpracą. Oczywiście MNK nigdy nie miało takiej chęci, bo opiekę nad tym narodowym dziedzictwem traktowaliśmy jako naszą misję i zobowiązanie. Właściciel prywatny natomiast może zawsze zadecydować coś innego...

Gdzie zatem zobaczymy „Damę z gronostajem”?

Marzę o Sukiennicach, ale tego typu dzieło powinno mieć jak najlepsze warunki i bezpieczeństwo. W rzeczywistości rozważamy kilka miejsc ekspozycji i podkreślam, że będzie ona eksponowana za darmo. Nie był to żart!

Jakie miejsca oprócz Sukiennic wchodzą w grę?

Cztery miejsca. Oprócz Sukiennic jest Pałac Biskupa Erazma Ciołka, Gmach Główny; bierzemy również pod uwagę Pałac Czapskich. Czekamy na ekspertyzę NIMOZ, chcemy, aby nasze pomysły w pełni odpowiadały standardom bezpieczeństwa dla tego typu dzieł.

Podobno Nasza „Dama” jest piękniejsza niż Mona Lisa.

Tak. Mona Lisa trafiła do szerokiej ikonosfery kultury, nawet popularnej. Jeżeli jednak do pani rąk trafią publikacje z zakresu malarstwa, nawet monografie Leonarda da Vinci, to o wiele częściej pojawia się w nich nasza krakowska „Dama” niż Mona Lisa. Myślę, że eksponowanie jej w Krakowie stanie się pewnego rodzaju wizytówką MNK i naszego miasta. Chociaż mamy ich wiele, to wśród nich na pewno powinna się znaleźć „Dama” czy Wyspiański.

Dlatego powinna być eksponowana w odpowiednim miejscu.

Oczywiście, to dzieło przyciągające ludzi do stolicy Małopolski. Dlatego też o podróżach „Damy” możemy zapomnieć. Przynajmniej za mojej kadencji.

W ostatniej rozmowie Zofia Gołubiew miała uwagi co do funkcjonowania Pawilonu Czapskiego. Chodziło przede wszystkim o godziny otwarcia i że nie jest to wystarczająco „żywe” miejsce kulturalne na mapie miasta.

Przyznaję, że temu miejscu musimy poświęcić więcej uwagi. Mówię to uczciwie. W najbliższym czasie czeka nas przekształcenie sposobu funkcjonowania kawiarni. Chociaż rozpoczęło się bardzo dobrze, to moim zdaniem to miejsce nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Ale niedługo podejmiemy widoczne i bardziej zdecydowane kroki. W moim odczuciu dość nieszczęśliwie skonstruowano projekt finansowania tego przedsięwzięcia. Postaramy się to zmienić. Mamy też pomysły na wystawiennicze projekty w tym budynku. W tym roku będzie tam wystawa grupy krakowskiej, a następnie dwie wystawy artystów współczesnych dedykowane sztuce Józefa Czapskiego. Będziemy się starali jak najlepiej wykorzystywać to miejsce, lecz studium wykonalności narzuca nam pewne ograniczenia. Ta placówka musi być związana z Józefem Czapskim. Niemniej już trafił do mnie pewien pomysł w związku z organizacją konkursu im. Józefa Czapskiego, skierowanego do młodych artystów - malarzy.

Zapowiadają się pracowite miesiące, ale wyobraźmy sobie, że jest styczeń 2018. Co chciałby już Pan osiągnąć, w jakim miejscu chciałby Pan być?

Za rok o tej porze chciałbym móc powiedzieć, że wszystkie plany wystawiennicze zostały zrealizowane. Okazały się trafione i były sukcesem. Żeby wówczas na biurku przede mną leżał projekt przebudowy Cracovii i abym wówczas był pewien, że „na dniach” rozpoczną się, albo już trwają, prace adaptacyjne Pałacu Czartoryskich.