Piece najszybciej znikają z centrum

fot. Archiwum

Jeszcze w 2015 roku tylko na terenie Starego Miasta powietrze zatruwało ponad 6 tysięcy palenisk na paliwo stałe. Jak dotąd udało się ich pozbyć w ponad 70 procentach. Podobnie dobrym tempem mogą pochwalić się Grzegórzki. Łącznie z miasta zniknęło ponad 14 tysięcy palenisk.

Zakończona w 2015 roku inwentaryzacja pokazała jasno, jak wiele jest do zrobienia. Ankieterzy doliczyli się wówczas 23854 kotłów, pieców i kominków. Teoretycznie do września 2019 roku wszystkie z nich powinny zniknąć. Wejdzie wówczas w życie uchwała, która całkowicie zakazuje palenia paliwami stałymi. Do tego czasu obowiązuje łagodniejsze prawo, które reguluje tylko jakość dopuszczonego do użytku paliwa.

W praktyce stuprocentowy sukces w postaci likwidacji do września 2019 wszystkich palenisk trudno będzie osiągnąć. Powody są różne – od skomplikowanej sytuacji własnościowej niektórych budynków, przez obawy dotyczące późniejszych kosztów, aż po świadomy opór wobec nowych przepisów. Ważne jest jednak, żeby tempo likwidacji pieców było jak najlepsze i by w momencie wejścia w życie zakazu było ich jak najmniej. Jak więc wygląda sytuacja w tej dziedzinie w poszczególnych dzielnicach?

Stare Miasto i Grzegórzki w czołówce

Należałoby zacząć od tego, że już w 2015 roku sytuacja poszczególnych dzielnic była mocno zróżnicowana. Zdecydowanym niechlubnym liderem było Stare Miasto, z ponad 6 tysiącami pieców. Miejsca na podium zajęły też Swoszowice i Dębniki, z wynikami poniżej 2,5 tysiąca. Na przeciwległym biegunie znalazły się natomiast dzielnice, w których przeważają bloki. W Bieńczycach i Mistrzejowicach, zgodnie z wynikami inwentaryzacji, było odpowiednio 89 i 85 pieców.

Dlatego też oceniając postępy warto spojrzeć zarówno na liczby bezwzględne, jak i na procent zlikwidowanych pieców. Bo choć na terenie Starego Miasta, według stanu na koniec listopada, ciągle funkcjonowały 1752 piece, to właśnie tam tempo ich likwidacji jest największe. Udało się już pozbyć ponad 70 procent z nich. Równie dobrym wynikiem mogą się pochwalić Grzegórzki, które startowały z poziomu 1100 palenisk, a pod koniec listopada miały ich 336.

Łącznie w 12 z 18 dzielnic udało się do końca listopada zlikwidować ponad połowę ze zinwentaryzowanych palenisk. Wyniki powyżej 60% osiągnęły też Wzgórza Krzesławickie (z 1084 do 373), Swoszowice (z 2426 do 919) i Bronowice (z 735 do 292). Paradoksalnie, niewiele się zmieniło w tych dzielnicach, gdzie pieców już na starcie było niewiele. W Bieńczycach statystyki spadły o 15%, z 89 do 75, w Krowodrzy o 19%, z 432 do 350, w Czyżynach o 38%, z 234 do 146.

Jeszcze dużo

Ostatecznie to jednak nie wartości procentowe, a konkretna liczba palenisk wpływa na to, czym na co dzień oddychamy. Do zrobienia jest jeszcze sporo, ponieważ podsumowanie z końca listopada mówi o ponad 9700 pozostałych pieców. Liczba ta uwzględnia już wnioski rozliczeniowe złożone po 31 lipca i nowe wnioski o dotację. Maciej Grzyb, dyrektor Biura Prasowego UMK podkreśla jednak, że statystyki te należy traktować jako szacunkowe. – Rzeczywista liczba zlikwidowanych w roku 2017 palenisk węglowych będzie znana po zaakceptowaniu wszystkich złożonych wniosków rozliczeniowych i wypłaceniu dotacji. Termin ten upływa z końcem roku. W związku z tym, dopiero na początku przyszłego roku będzie można oszacować liczbę pozostałych palenisk węglowych na terenie Krakowa – podkreśla. Jak mówi, również sama inwentaryzacja sprzed dwóch lat, bazująca co prawda na wizji w terenie, może być obarczona pewnymi błędami.

Gdzie, zgodnie z tymi danymi, zostało najwięcej pieców? Smogowe podium pozostaje dokładnie takie samo, jak dwa lata temu. Poza wspomnianym wcześniej Starym Miastem, to ciągle Dębniki i Swoszowice, z wynikami odpowiednio 1046 i 919. 840 palenisk działa jeszcze w Podgórzu, a 783 w Nowej Hucie.

Miasto ma jednak również szacunki dotyczące tych pieców, które nie są zlikwidowane i w sprawie których nie zostały jeszcze podjęte żadne działania – nie ma wniosku o udzielenie dotacji. Ta liczba jest już znacząco niższa i wynosi niecałe 4700. I tutaj liderem w likwidacji niskiej emisji okazuje się Krowodrza, która – gdyby ten scenariusz miał się spełnić – byłaby pierwszą dzielnicą z liczbą pieców wynoszącą zero.

Mają łatwiej

Na to, że to akurat centralne dzielnice prowadzą w rankingu tempa wymiany pieców, wpływa wiele czynników, od infrastrukturalnych po ekonomiczne. – Być może ze względu na fakt, że są to dzielnice o dużym nasileniu ruchu turystycznego, tempo likwidacji palenisk węglowych jest największe. Może to być spowodowane chęcią podniesienia standardów lokali przeznaczonych pod wynajem i przeznaczonych do prowadzenia w nich działalności gospodarczej – ocenia Maciej Grzyb. Podkreśla jednak, że kluczowe znaczenie ma tutaj łatwiejszy dostęp do mediów, przede wszystkim sieci ciepłowniczej i gazowej.

W ostatnich dwóch sezonach przed wejściem w życie zakazu do wymiany będą pozostawać już coraz bardziej problematyczne przypadki. Stąd też potrzeba poszukiwania nowych rozwiązań. Jednym z branych pod uwagę pomysłów jest utrzymanie 100-procentowej dotacji na wymianę pieca dla osób o najniższych dochodach oraz zwiększenie w ich przypadku dopłat do rachunków.

Czym odetchniemy w ostatnich miesiącach 2019 roku? Oprócz likwidacji pieców w Krakowie odpowiedź będzie zależała również od tego, czy podobne porządki będą postępować w sąsiednich gminach.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto