Piłkarz chce dobrowolnie poddać się karze

Oskarżony na sali sądowej fot. Dawid Kuciński

Jan P., były zawodnik Kmity Zabierzów, przyznał się do tego, że naraził swoich kolegów i inne osoby na niebezpieczeństwo epidemiologiczne. – Zachowałem się jak idiota – przyznał. Dodał, że chciał być liderem drużyny.

W sierpniu zeszłego roku odbył się mecz Pucharu Polski pomiędzy Świtem Krzeszowice a Kmitą Zabierzów. W drużynie gości wystąpił Jan P. Mężczyzna wiedział, że był zakażony koronawirusem, ponieważ wcześniej zrobił sobie test. Wynik był pozytywny. Nie poinformował jednak o tym nikogo.

W trakcie spotkania – jak to powiedział oskarżony – ktoś rozpowiadał o tym, że jest zakażony. To przeczyło dokumentom, które podpisał. Przed meczem każdy z zawodników złożył podpis pod oświadczeniem, że – według jego wiedzy – nie jest zakażony.

Linia obrony napastnika

Jan P. tłumaczył, że zawodnicy obu drużyn przebierali się w osobnych szatniach i nie miał żadnego, poza boiskiem, kontaktu z piłkarzami Świtu. – Nawet się wtedy nie witaliśmy – powiedział przed sądem. Tłumaczył, że jest napastnikiem, a to powoduje, że jego aktywność boiskowa jest ograniczona do poszczególnych sektorów. Dodał, że nie miał wtedy pojęcia, jak przenosi się wirus SARS-Cov-2.

Prokurator oskarżył go o spowodowanie niebezpieczeństwa przynajmniej 40 osób. Jednak nikt z tych osób nie zachorował. Jan P. po zatrzymaniu spędził w areszcie miesiąc. Nie zaprzeczał zarzutom. – Nie wiem, co mi odbiło, chciałem być liderem drużyny – przyznał podczas przesłuchania.  – Zachowałem się jak idiota – stwierdził.

–  Z powodu miesięcznej izolacji spowodowanej aresztowaniem, miałem dużo czasu na przemyślenie, dlaczego tak zrobiłem. Zdałem sobie sprawę ze swojej nieodpowiedzialności. Teraz przestrzegam wszelkich obostrzeń – mówił przed sądem.

– Rozmawiałem z moimi kolegami z drużyny i z klubu Świtu, przeprosiłem ich wszystkich – powiedział Jan P.

Bez postępowania

Obrońca oskarżonego zawnioskował o wymierzenie wyroku skazującego bez przeprowadzenia procesu. W ramach kary zaproponowano miesiąc pozbawienia wolności, półtora roku ograniczenia wolności w postaci potrącania 10% wynagrodzenia lub prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie oraz nawiązkę w wysokości 10 tys. złotych i opłacenie kosztów postępowania.

– Staramy się być pragmatyczni, oddzielić emocje od tego, co nas otacza, ale mam przekonanie, że miesięczna izolacja wypełniła wszystkie cele, które kara powinna realizować – stwierdził obrońca oskarżonego. Prokurator przystał na te wniosek.

Należy przypomnieć, że kodeks karny przewiduje surowe kary za narażenie osób na zakażenie, a w przypadku wielu osób kara może wynieść od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Wyrok zostanie ogłoszony w najbliższy poniedziałek.