Rozmowa na dzień dobry. Nie można mieć pretensji do dzika

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Są inne rozwiązania niż odstrzał dzikich zwierząt, o którym decydować mają myśliwi. Potrzebne są też zmiany w prawie, by uporać się z pewnymi problemami. Jakie? O tym mówi Mariusz Waszkiewicz, prezes Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody.

Dyskusja o dzikich zwierzętach w Krakowie (i nie tylko) pomału się sprowadza do tego, jakoby dziki ryjące w trawnikach czy polach albo sarny przebiegające przez ulice, robiły to na złość ludziom. W pewnym momencie wygląda to tak, jakby zwierzęta miały zamiary i je realizowały. Jak pan to widzi?

Mariusz Waszkiewicz, Towarzystwo na Rzecz Ochrony Przyrody: Jest zupełnie odwrotnie. Ludzie robią na złość i zwierzętom, i sobie. Oni są za to odpowiedzialni. Wchodzą do lasów, na tereny zwierząt i budują. A potem są pretensje do dzika, kiedy już wejdzie na jego podwórko. To jest kompletne nieporozumienie.

Po drugie, sami zachęcają je, aby do nich przychodziły. Jak się wystawia przed furtkę odpady biodegradowalne w worku, to nie można mieć pretensji, że korzysta z tego dzik czy lis. On traktuje to jako stołówkę. Dlatego prostym rozwiązaniem jest zamienienie worków na plastikowe pojemniki.

Od myśliwych słyszałem, że problemem jest też kwestia upraw.

W większości jest to związane z wydawaniem pozwoleń na uprawę monokultur roślinnych, a zwłaszcza kukurydzy. Dziki siedzą w polach przez większość roku, mają doskonałe schronienie i zapas jedzenia. Wysokobiałkowa kukurydza powoduje też zaburzenia hormonalne, co przekłada się na większe mioty i stąd coraz więcej dzików w mieście.

Następnie pola są ścinane np. w Skawinie, a dziki przechodzą do Tyńca. I stąd problemy.

Jak można zacząć rozwiązywanie tego problemu?

Pierwsze, które zapewne w naszym młodym kapitalizmie nikomu nie przyjdzie do głowy, to zakazanie uprawy monokultur. A jeśli już, to zobowiązanie plantatorów – bo nie nazwę ich rolnikami – do ogrodzenia pól elektronicznymi pastuchami.

Elektryczne pastuchy powinny chronić również mniejsze uprawy, aby zminimalizować wyrządzanie tam szkód i być może trzeba by pomyśleć tutaj o jakichś dopłatach do tych pastuchów. Podobnie też grodzenie elektrycznymi pastuchami tych newralgicznych miejsc, gdzie dziki podchodzą z pola czy lasu pod zabudowania.

Nawet myśliwi w prywatnych rozmowach przyznają, że odstrzał niczego nie zmieni. Najskuteczniejszy sposób to grodzenie elektryczne. Dziki są inteligentne. Jak poczują się zagrożone, to się przemieszczą. Nawet do centrum miasta.

Miasto przesuwa odpowiedzialność na myśliwych. A co samo może zrobić?

Dużo może, ale nikomu się nic nie chce robić. Wszystko jest zwalane na myśliwych, ale oni nie są zainteresowani rozwiązaniem konfliktu między dzikiem a człowiekiem. Ich celem jest postrzelanie sobie, zabijanie. Muszą więc wykazywać, że ich działalność jest niezbędna.

Dzikie zwierzęta w mieście to też koszty.  Tylko w 2018 roku na zbieranie i utylizacje martwych zwierząt miasto wydało 120 tys. złotych.

I to się nie zmieni, a będzie się jeszcze zwiększać. Więc budujmy dalej na terenach zielonych i bądźmy zaskoczeni, że na drodze przecinającej las borkowski pojawiają się sarny czy dziki. Jeśli tak postępujemy, musimy być świadomi, że takie przypadki będą się powtarzać.

Co można więc zrobić na szybko, a co w przyszłości, żeby zarówno ludzie, jak i zwierzęta były bezpieczniejsze?

Wspominałem już o pastuchach i kontenerach. Ale potrzebne są też zmiany w prawie, które pozwolą na podawanie antykoncepcji zwierzętom czy odławianie ich i przewożenie w inne miejsca. Mamy teraz absurd związany z ASF-em. Prawo zabrania złapać dzika i wywieźć go w Karpaty, choć na terenie Małopolski nie zanotowano ani jednego przypadku zarażonego zwierzęcia.

Powinien też powstać merytoryczny zespół, który zastanowiłby się na tymi kwestiami. I nie jest też tak, że nie zgadzamy się z odstrzałami, bo jesteśmy za tym, aby zlikwidować w Krakowie obwody łowieckie. Odstrzał może być dokonywany, nawet jeżeli nie ma obwodu łowieckiego. Tylko wtedy decyduje o tym zespół merytoryczny (w tym wojewódzka rada ochrony przyrody), a nie tylko sami myśliwi.

Skorzystaliby na tym wszyscy, również rolnicy, bo dostawaliby szybciej odszkodowania ze środków publicznych.

News will be here

Aktualności

Pokaż więcej