To miał być urlop marzeń. Nie polecieli, bo baterie do ich wózków elektrycznych były "niedozwolone"

Zdjęcie ilustracyjne fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Pani Dorota i jej mąż chcieli polecieli na urlop do hiszpańskiego kurortu, Alicante. Jednak nie udało się im zrealizować urlopowych planów, bo tuż przed odlotem okazało się, że ich wózki inwalidzkie nie były dostosowane do przewozu samolotem. Chodziło o baterie.

– Zaplanowaliśmy urlop w Torrevieja – pod Alicante. Wykupiliśmy bilety już w styczniu (na przelot liniami Ryanair na 2 maja) zarezerwowaliśmy apartamenty. Razem z  mężem jechaliśmy z trzema opiekunami – asystentami. Procedura u tego przewoźnika polega na wypełnieniu formularza dotyczącego wózków elektrycznych, które będą podróżować z nami. Zrobiliśmy to. Spełniliśmy wymagania z formularza. Nie ma w nim informacji, że na lotnisko należy przynieść dokumenty potwierdzające treści, które są zawarte w formularzu, czyli opis akumulatorów. Poruszam się na skuterze inwalidzkim włoskiej marki Di Blasi R30. Jest on automatycznie składany. Posiada baterię litowo-jonową, podtyp litowo-żelazowo-fosforanowy. Mój mąż porusza się na wózku inwalidzkim Quickie Jive M 2953 Sunrise Medical, który ma baterie żelowe – informuje pani Dorota Stolarska-Pietrzak, na co dzień pracująca jako psychoterapeuta.

Odprawa

Nadszedł czas odprawy i kontroli baterii. Wtedy zaczął się problem.

– Ponieważ na moim akumulatorze nie jest opisane jaki to typ baterii, tylko na ładowarce i oczywiście na stronie internetowej Di Blasi (którą pokazywałam podczas odprawy), że jest tam napisane, że ta bateria jest przystosowana do podróży lotniczej, że specjalnie jest tak skonstruowana, żeby nie zagrażała bezpieczeństwu. Pani nie była przekonana, po prostu wmawiała mi, że nie jest to bateria litowo-jonowa. Na lotnisku rozkręciliśmy akumulator, gdzie pod obudową był szczegółowy opis. Jednak pani była na tyle niekompetentna, że nie wiedziała, że bateria litowo-żelazowo-fosforanowa jest rodzajem baterii litowo-jonowej, czyli takiej, którą samoloty przyjmują na pokład – dodaje.

Sprawdzenie baterii w wózku pani Doroty trwało półtorej godziny.

– Pani stwierdziła, że jeśli zostawimy ten akumulator na lotnisku to możemy lecieć. Start samolotu się zbliżał, panie były w popłochu. Stwierdziłam, że dobrze, zostawię tę baterię, wtedy zaczęto kwestionować baterię wózka elektrycznego mojego męża. Kazała mu się przesiąść na inny wózek, wszystko przy tej odprawie bagaży – wspomina rozżalona kobieta.

Mężczyzna przesiadł się, bo baterie w jego wózku znajdują pod siedziskiem. Wyjęto akumulatory na wierzch, żeby pani mogła przeczytać jaki to jest typ – to są baterie żelowe. Jednak obsługa stwierdziła, że są to baterie żelowo-mokre, chociaż takie nie istnieją. Substancja jest żelowana.

– Nasze słowo przeciwko jej. Niestety, pani, pomimo takich informacji, które znajdowały się na bateriach męża, powiedziała, że nie kwalifikuje nas do lotu, nie spełniamy regulaminowych wymogów i nie udzielą nam żadnej pomocy – przyznaje pani Dorota.

W trakcie odprawy pasażerskiej były dwie pracownice, które zmieniły się dyżurami podczas tej kontroli.

– Pierwsza, wydaje mi się, że chciała jeszcze spróbować pomóc nam przebukować bilety. To się nie udało, ponieważ to był 2 maja, chodziło o pięć biletów. To było niemożliwe, więc potem po prostu szukały już absolutnie jakichś absurdalnych dowodów, że baterie męża są żelowe-mokre – ocenia.

Państwo Pietrzakowie od razu złożyli skargę na stronie internetowej przewoźnika. – Odpisał nam od razu, że nasze baterie były nieprawidłowe, pomimo, że wysłałam do nich całą dokumentację. Zwrócono nam połowę kwoty za bilety, od ręki, jak napisano „w ramach dobrej woli”. Od razu przekazaliśmy sprawę do prawnika, został wysłany do przewoźnika list adwokacki, a potem, jeśli to nie poskutkuje, to będziemy się z nimi sądzić. To po prostu jest karygodne  – podkreśla pani Dorota.

Analogiczna podróż rok temu. „Bez żadnych problemów”

Pani Dorota wspomina ubiegłoroczny urlop w Hiszpani. Wtedy celem także było Alicante.

– Żeby było śmieszniej, dokładnie rok temu – 12 maja leciałam do Alicante sama bez męża, tym samym skuterem, bez problemu. Był to lot również Ryainarem. Ani w Krakowie ani w Alicante nikt nie kwestionował mojej baterii. Kiedy próbowałam to powiedzieć przy tegorocznej odprawie na lotnisku, że może to sprawdzić, to pani, która nas obsługiwała przekazała, że ona nie odpowiada za niekompetencję pracowników, którzy nie sprawdzali mojej baterii – dodaje.

Kobieta przyznaje, że najbardziej uciążliwy w tej sprawie jest rodzaj koszmarnej bezsilności. – Poza tym podejrzewam, czy to nie jest jakaś szemrana polityka tych linii, które muszą się dopasować do międzynarodowego prawa, które obowiązuje wszystkich przewoźników, którzy są zobligowani do przewozu wózków elektrycznych, ale de facto poszukują jakichś pretekstów, żeby to utrudniać. Nie wiem, czy chodziło o to, że my we dwójkę lecimy i to jest dla nich problem? Nie mam pojęcia, co się wydarzyło – rozkłada ręce psychoterapeutka z Krakowa.

Zamiast przyjemnego urlopu - upokarzająca odprawa

Małżeństwo państwa Pietrzaków zgodnie przyznaje, że znalazło się w kropce. – Trudno jest mi ograniczać się tylko do podróżowania samochodem. Teraz nie wiem, czy mamy bukować bilety lotnicze i znowu narażać się na ogromne straty moralne i finansowe? Nasza podróż jest potwornie droga, ponieważ lecimy z trzema opiekunami, wynajmujemy drogie apartamenty, dostosowane dla niepełnosprawnych, poszukujemy samochodu, który jest dostosowany dla naszych potrzeb, a którego wynajęcie jest okropnie drogie. To są miesiące przygotowań, umawiania się z ludźmi, umawiania wszystkich szczegółów. Mój mąż kupił specjalnie wózek, żeby się mieścił do luku bagażowego, bo na co dzień porusza się większym. To jest ogromny wysiłek i ogromne oczekiwania. Liczyliśmy na przyjemny urlop –  podkreśla.

Państwo Pietrzakowie oczekują zwrotu za bilety i zarezerwowane apartament. Żądają również odszkodowania za straty moralne.

– Gdyby wcześniej Rayinar zażądał dokumentów potwierdzających nasz sprzęt to przywieźlibyśmy je na lotnisko, albo je wysłali, oprócz tego co jest napisane na samych akumulatorach – deklaruje pani Dorota.

Wózek elektryczny a manualny

Kobieta zastanawia się, czy sytuacja, która spotkała ją i jej męża jest ewenementem. Czy inne osoby poruszające się wózkach również doświadczają pewnej dyskryminacji?

– Jestem ciekawa, czy jesteśmy wyjątkowym przypadkiem i mamy pecha – zdarza się, czy po prostu spotyka to także innych ludzi. Mój wózek składa się do rozmiarów walizki automatycznie, po naciśnięciu guzika. A mąż ma wózek, który przerabiał przez trzy miesiące, żeby mieścił się do luku, ponieważ są też wymogi wymiarowe wózków, które spełnialiśmy. Solidnie przygotowaliśmy się do tej podróży, żeby nie robić sobie i komuś kłopotu. Jest to załamujące doświadczenie – przyznaje zrezygnowana mieszkanka Krakowa.

Rzeczniczka lotniska w Balicach odpowiada

O zajęcie stanowiska w tej sprawie poprosiliśmy rzeczniczkę krakowskiego lotniska Natalię Vince. Potwierdza, że pasażerowie rzeczywiście nie polecieli do Alicante.

„Asysta dla niepełnosprawnych była obecna przy nich przez cały czas, jednak problemem były tutaj tak jak wspomnieli wózki napędzane bateriami (elektryczne). Pasażerowie, którzy podróżują z wózkami elektrycznymi powinni mieć dostępną przy sobie specyfikację tego wózka (chodzi głownie o baterie, którymi ten wózek jest napędzany, wg IATA wszelkie baterie przewożone drogą lotniczą są uznane jako materiały niebezpieczne [DGR - Dangerous Goods Regulations]). Asysta wraz z pasażerami była przy stanowisku odprawy biletowo bagażowej, gdzie powinni okazać agentowi check-in ów specyfikację, której nie mieli. Tutaj powstał problem. Bateria kwasowa podobno nie jest dopuszczalna” – czytamy w przesłanym oświadczeniu.

Z pytaniem zwróciliśmy się też do Ryanaira, który 2 maja realizował rejs do Hiszpanii, o rzeczywisty powód odmowy zabrania na pokład państwa Pietrzaków. Trzy tygodnie czekaliśmy na odpowiedź. Do dnia publikacji tekstu nie otrzymaliśmy jej.

Każda linia ma swoje przepisy, co do tego jakie dokumenty wózków elektrycznych powinny być przedstawione agentowi odprawiającemu, jednak każdy przewoźnik musi mieć potwierdzenie, że bateria napędzająca wózek jest bezpieczna do przewożenia czy to w luku bagażowym czy na pokładzie samolotu.

Obsługa, która przeprowadzała odprawę, twierdziła, że problem leży po stronie specyfikacji baterii, którymi zasilane są wózki elektryczne. Małżeństwo udowodniło, że nie są to baterie, których w samolocie zabrania międzynarodowe prawo. Twierdzono, że państwo Pietrzakowie w swoich wózkach używają baterii kwasowych, co nie jest zgodę z prawdą.

W piątek 16 czerwca adwokat państwa Pietrzaków złożył w ich imieniu pozew przeciwkow przewoźnikowi. Jak poinformowała nas pani Dorota, ona również nie dostała odpowiedzi od Ryanaira w sprawie zwrotu całej należności za zakupione bilety.