Social media w tysiącletnim opactwie [Rozmowa]

fot. Tyniec

30 lipca tynieccy benedyktyni świętowali 75-lecie powrotu do klasztoru w Tyńcu. Sam klasztor, jak i mnisi idą z duchem czasu i są od dawna obecni w internecie, gdzie social-media-ninją jest br. Joachim Zelek. Tenże absolwent teologii Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II ostatnio wpadł na pomysł, by stworzyć koszulki, wykorzystując część pewnego mema.

Dawid Kuciński: Zacznijmy od waszego ostatniego hitu, czyli koszulek z nadrukiem „Keep calm and ora et labora”. To hasło w 100 procentach oddaje ducha mnicha tynieckiego?

Brat Joachim Zelek, benedyktyn: Jak najbardziej. „Keep calm” to spokój, który nawiązuje do pokoju benedyktyńskiego. Natomiast „módl się i pracuj”, które mogą być stosowane przez każdego, wypływają wprost z reguły św. Benedykta. Mamy więc rzeczywistość duchową i praktyczną, która w połączeniu ze spokojem daje ufność, że wszystko się dobrze potoczy.

Kiedyś, jak nosiło się koszulki z napisami, to nie były to tylko napisy, a sposób na wyrażanie siebie i swoich poglądów. Wasze koszulki to tylko produkt czy coś więcej?

Zastanawiałem się nad tym dość długo – jak to się ma do naszej misji, do ewangelizowania, szczególnie wśród młodych ludzi. Jest coś w tym, że jak się nosi hasło na swojej piersi, to się z nim identyfikuje. Przyjeżdżając tu i kupując koszulkę człowiek wie, z czym będzie miał do czynienia, z jakimi wartościami. Być może ktoś się tym zainteresuje, sprawdzi, co dany napis znaczy i może dojdzie do źródła – czyli do duchowości benedyktyńskiej. Być może mu się spodoba. Ale z drugiej strony to tylko koszulka…

W social mediach jest również strona pt. „Keep calm and…”, a w podtytule mamy: „Święty Benedykt i Ojcowie Pustyni w wersji lajtowej”.

(Śmiech) To przewrotne hasło, ale chciałem, aby nauka Ojców Pustyni była przekazywana w wersji lekkiej. To często trudna rzecz pisana archaicznym językiem. Chciałem wersji krótkiej – tam na fanpage’u jest krótka nauka wyciągnięta z danego autora, a pod nią w nowoczesnym stylu podsumowanie w 3-4 słowach. Być może trafi też na koszulki. Chodzi o to, aby uczyć ludzi, że ta nauka nie nie pasuje do naszych czasów.

Izajasz Pustelnik nie obraziłby się o taką formę zapisu jego myśli?

Raczej nie, ojcowie cieszyliby się, że ludzie nareszcie ich rozumieją (śmiech).

A te działania: koszulki, Facebook z obrazkami – to dopasowanie ewangelizacji do naszych czasów czy mieszanie się z popkulturą?

To dostosowanie ewangelizacji do dzisiejszych form przekazu. Są pewne elementy z popkultury: jej grafiki, tekstów oraz marketingu, bo trzeba jakoś zaangażować ludzi. Ciężko jest przenieść teksty religijne, aby w jakimś sensie były chwytliwe, więc raczej aktualizujemy naszą naukę.


Jest też portal „Centrum Duchowości Benedyktyńskiej” – już poważniej – i skrót, którego jeszcze nie odszyfrowałem.

PSPO – Poważne Sprawy, Poważne Odpowiedzi? Znajdują się tam teksty naszych ojców z klasztoru tynieckiego. Jeżeli ktoś szuka danej informacji, jest zainteresowany benedyktynami – znajdzie tam codziennie aktualizowane rzetelne wiadomości.

Czy internet jest, jak chcą niektórzy gorliwi katolicy, „symbolem zła i siedliskiem pokus”?

Kiedyś rozmawiałem z pewną siostrą, która stwierdziła, że to Facebook jest siedliskiem zła, a to znaczy, że już wszystko inne jest siedliskiem zła. Osoby duchowne w klasztorach – nie wszyscy oczywiście, ale jednak – mają przeświadczenie, że internet ogólnie odciąga od życia.

Ważne jest to, aby korzystać z sieci odpowiedzialnie, a nie siadać i przeglądać całymi dniami zdjęcia znajomych czy oglądać wszystkie filmiki na Youtube. Ważne, aby tworzyć wartość, która może trafić do ludzi. Jak tworzę taką wartość siedząc po kilka godzin, to internet mnie nie pochłania, choć czuję czasami, że jest tego za dużo. Robię coś pozytywnego, z czego korzystają tysiące ludzi, choć tematyka religijna nie jest rozchwytywana.

Chyba że mamy jakiś skandal bioetyczny i do tego klauzulę sumienia…

Wtedy tak. Ale wiem, że ludzie korzystają z tych treści religijnych. Na przykład dokonują subskrypcji i dostają codziennie na maila myśli Ojców Pustyni – i mają treść, pożywkę duchową do rozważania w ciągu dnia. To jakaś odskocznia. A wracając do tematu: twierdzenie, że internet to źródło wszelkiego zła, to po prostu głupota. Społeczeństwo się zmienia, Kościół się zmienia – powoli idzie do przodu.

Opactwo tynieckie zaistniało w internecie za brata kadencji?

Wydawnictwo „Tyniec” miało swoją stronę internetową połączoną ze stroną opactwa, ale było to robione, bo „dobrze, żeby było”. Mocny kop był za moich czasów. Wtedy powstało Centrum Duchowości Benedyktyńskiej. Wcześniej ojciec Leon zaczął współpracować z Onetem, a później przenieśliśmy go do nas, co było dobrym ruchem, bo w 2013 roku wygraliśmy w konkursie „Blog roku”. A wygraliśmy z blogami w ogóle nie związanymi z religią. To nas upewniło, że warto tworzyć pozytywną wartość.

Jak starsi mnisi, właśnie poza o. Leonem, zapatrują się na takie działania internetowe?

Na początku nikt nie wiedział, o co chodzi. Mówiono: „Joachim się bawi, siedzi w internecie”. A teraz wiedzą, że przynosi to wymierne korzyści w postaci ludzi, którzy do nas przyjeżdżają. Zaangażowanie starszych braci jest jednak mniejsze.

Czy inne zakony lub księża potrafią wykorzystywać potencjał sieci?

Dobrą robotę wykonują jezuici z portalem deon.pl. Zapoczątkowany przez nich fanpage z grafikami myśli świętych ma ponad 100 tysięcy polubień. Oni stworzyli profil Franciszka. I są też dominikanie, którzy nagrywają filmy, współpracują z boską.tv. Stworzyli ostatnio serię o siedmiu sakramentach. Podchodzą w sposób niestandardowy do sakramentów, a nie mówią językiem ciężkim, teologicznym, którego większość nie rozumie.

Ostatnio spotkałem się też ze stroną niezbędnik.pl, gdzie ludzie z duszpasterstwa tworzą własną „wersję” Biblii – np. jakiś fragment czy okładkę i mają taką podróżną wersję.

Każdy z zakonów trafia do pewnej grupy osób, a wspólnie docieramy do rzeszy odbiorców. Tworzymy sieć.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Dębniki
News will be here