Pomocnicy pasażerów na lotnisku – psy wsparcia emocjonalnego

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Krakowskie lotnisko było pierwszym w Europie, które wprowadziło taką usługę i wciąż pozostaje jedynym w Polsce. O tym, jak psy mogą wspierać emocjonalnie pasażerów, rozmawiamy z ich trenerką i opiekunką.

Izabela Kaim-Kalinowska: Kiedy myślimy „psy pracujące na lotnisku”, to w naszej głowie pojawia się obraz psa szukającego narkotyków lub materiałów wybuchowych.

Katarzyna Harmata - trenerka psów i opiekunka Zena, Lary i Cyrylki - psów wsparcia emocjonalnego oraz Patki - szczeniaka w trakcie treningu: I takie psy są na lotnisku, pracują w straży granicznej. To tak zwane psy detekcyjne, które mają szukać nielegalnie przewożonych przez pasażerów substancji. Natomiast nasza praca polega na zupełnie czymś innym, bo na wspieraniu emocjonalnie pasażerów przed lotem – pasażerów zestresowanych, tych którzy się boją, są zdenerwowani, ponieważ ich lot jest opóźniony. Różne mogą być przyczyny dyskomfortu ludzi na lotnisku. My tworzymy po prostu taki team wsparcia emocjonalnego.

Masz cztery psy - czy jeśli jesteś na lotnisku to z nimi wszystkimi?

Tak, mam cztery psy, natomiast certyfikowanymi psami terapeutycznymi i psami przygotowanymi do pracy jako psy wsparcia emocjonalnego są trzy z nich. Czwarty pies, Patka, to szczeniak border collie, który ma pół roczku, więc jest dopiero w przygotowaniu. Ona będzie pracować na lotnisku, ale nie wcześniej niż za parę ładnych miesięcy.

Jak wygląda praca z psem wsparcia emocjonalnego na lotnisku? Przyjeżdżacie do Balic na ósmą rano i co robicie?

To nie jest absolutnie ósma rano i nie jest to nasz etat – jesteśmy tam trzy razy w tygodniu po dwie godziny. To jest praca dosyć obciążająca dla psa, jeżeli trwa dłużej niż określona ilość czasu. Zenon to jest pies, który jako pierwszy w Europie zaczął pracować w ten sposób, bo Kraków – Balice to pierwsze w Europie lotnisko, które wprowadziło taką usługę. W stanach Zjednoczonych jest to modne, natomiast w Europie nie było tego wcale. Przygotowywaliśmy się z Zenem do tego prawie półtora roku – do tego, żeby on mógł pracować na lotnisku w dużym komforcie dla siebie, żeby nie był zestresowany. Bo umówmy się – to jest kontakt z dużą liczbą ludzi.

Właśnie o to miałam pytać, bo myślę, że większość psów na lotnisku byłaby w takim stresie, że nie byłaby w stanie normalnie funkcjonować, dlatego że jest tam dużo zapachów, rzeczy, dźwięków.

Tak, ale chodzi o psy, które nie są do tego przygotowane. Tak jak na przykład wiemy, że istnieją choroby wirusowe, więc szczepimy na nie szczeniaki i dopiero po okresie kwarantanny poszczepiennej wychodzimy z nimi na spacery i kontaktujemy je z innymi. Tak samo można zaszczepić psa na stres. Oczywiście odpowiedniego psa, bo na przykład może być ciężko tak zaszczepić straumatyzowanego psa ze schroniska, szkoda fundować mu aż takie przygody. Natomiast mówimy o psie, o którym ja wiem, że podłoże genetyczne pozwala mu na taką bardzo ciężką pracę, ze względu na przykład na to, że jego przodkowie pracowali przy owcach albo w ratownictwie. I takiego psa, stopniowo poprzez habituację i socjalizację możemy zaszczepić na stres. Malutkimi kroczkami wprowadzamy go w środowisko, które nie dla każdego psa jest łatwe. Dla Zena i dla wszystkich moich psów lotnisko Kraków – Balice jest drugim domem. Patka przychodzi tam na przykład od szczeniaczka – uwielbia całą ekipę, wie, gdzie i którędy wejść, że w tym miejscu dostanie jedzenie, gryzaki, że będzie głaskana w sposób, który lubi i że każdy będzie szanował jej granice i dawał jej odpowiednią przestrzeń.

Jeżeli my to będziemy budować regularnie, stopniowo przez parę miesięcy, to naprawdę te psy, które tam przychodzą, będą zmobilizowane do pracy, bo wiedzą, że tam będą dostawać najlepsze żarcie na świecie, bo ja ich nie skarmiam tam jakimiś zwykłymi smaczkami, tylko tym, co lubią najbardziej. One wiedzą, kiedy jadą na lotnisko – jesteśmy tam trzy razy w tygodniu i one doskonale wiedzą, kiedy jest ten dzień i stoją pod drzwiami, czekając aż wybiorę jednego z nich. Czasem aż reszta jest zawiedziona i obrażona, że to nie oni dziś jadą.

Czyli za jednym razem do pracy jedzie jeden pies?

Tak, jeśli są jakieś szczególne wydarzenia, to biorę je wszystkie. Ale na lotnisku musimy dbać przede wszystkim o komfort pasażerów. Ja nie puszczę tych psów ze smyczy, żeby one sobie biegały pomiędzy ludźmi, bo nie każdy lubi psy, ktoś się może bać, więc pies cały czas chodzi na smyczy. One są oczywiście bardzo grzeczne, ale przy trzech psach, jeśli ktoś je chce pogłaskać i zawoła je to robi się duże zamieszanie, dlatego raczej nie chodzimy tak dużą ekipą. Więc przy trzech psach, które pracują na lotnisku a jesteśmy tam trzy razy w tygodniu, wychodzi na to, że każdy z nich pracuje po dwie godziny w tygodniu.

Czyli dwie godziny pracuje a przez resztę czasu odpoczywa, ma swoje spacery, swoje psie życie?

Dokładnie tak, natomiast trzeba podkreślić, że Zen i Lara to psy, które również pracują w ratownictwie, Zen jest certyfikowanym, akcyjnym psem terenowym, poszukiwawczo-ratowniczym Państwowej Straży Pożarnej, ja jestem strażakiem-ratownikiem. Lara jest po certyfikacji wstępnej terenowej i w marcu będzie mieć egzamin dający uprawnienia do poszukiwania osób zaginionych w terenie. Jestem strażakiem - ratownikiem w dwóch grupach specjalistycznych – w grupie poszukiwawczo-ratowniczej w Myślenicach i w grupie ratownictwa specjalistycznego w Krakowie, więc moje psy są w ciągłym treningu ratowniczym ze względu na to, że musimy utrzymywać gotowość akcyjną. Psy mają kilka razy w tygodniu treningi z zakresu posłuszeństwa, sprawności czy lokalizacji i oznaczania osób zaginionych. Natomiast oprócz tego jeszcze oczywiście mają spacery, żeby mogły poruszać się takim niewymuszonym naturalnym ruchem, eksplorować środowisko i otoczenie i być po prostu szczęśliwymi wiejskimi burkami. Mieszkamy na wsi, pod lasem, podkreślam, że moje psy absolutnie nie gonią zwierzyny, więc możemy sobie chodzić tutaj bez smyczy i one mają ten niewymuszony, fajny ruch cały czas.

W tym czasie, gdy jesteście na lotnisku, do kogo kierowana jest Wasza pomoc? Chodzicie po terminalu krajowym, zagranicznym?

Możemy chodzić wszędzie, w zależności od zapotrzebowania. Głównie jesteśmy w strefie Schengen, ale do strefy non-Schengen też wchodzimy na przykład, jeżeli trzeba odprowadzić jakieś dziecko, które płacze. Moje psy uwielbiają dzieci, więc jeśli słyszą ich płacz to od razu je lokalizują i biegną do takiego dziecka i robimy coś, co te dzieciaki wybije z płaczu – na przykład pies daje głos, pokazujemy jakieś sztuczki.

Ale na tym lotnisku są setki ludzi, jak znajdujecie tych, którzy potrzebują wsparcia? Czy taki ktoś musi do Was podejść czy sami znajdujecie zestresowanych pasażerów?

I tak, i tak. Ja mam na sobie specjalną kamizelkę, pies jest oznakowany, że jest psem terapeutycznym i ewidentnie widać, że jesteśmy pracownikami lotniska w Balicach.

Nie da się Was pomylić z tymi psami, które szukają narkotyków?

Niektórzy nas do tej pory mylą, ale myślę, że to jest kwestia tego, że po prostu widzą psa i mają takie skojarzenie. Ale ja chodzę ubrana w takie kolory, które świadczą o tym, że wspieramy emocjonalnie a nie szukamy nielegalnych substancji – mam na przykład różową koszulkę, kolorową saszetkę na smakołyki dla piesków. Różnie to bywa z pasażerami, ale większość już wie. Często słyszymy „mamo, mamo popatrz to ta pani z pieskiem z telewizji”, pasażerowie potrafią też dzwonić na lotnisko i pytać o nasze dyżury, bo chcą kupić bilet na taki lot, żeby nas spotkać. Ale też to nie jest tak, że setki ludzi rzucają się, żeby pogłaskać psa. W ciągu tych dwóch godzin to jest tak naprawdę kilka osób, które podchodzą i pytają czy mogą wejść w interakcję z psem.

Natomiast moje psy też czasami same podchodzą do ludzi, ale najpierw przechadzam się przy gate’ach i sprawdzam, czy nikt się nie boi. Jeżeli przy następnym przejściu mój pies decyduje się do kogoś podejść to nie ma najmniejszego problemu, one same szukają też kontaktu z ludźmi. Zen jest też najprawdopodobniej, bo może jeszcze jakiś taki pies jest na świecie, natomiast z tych informacji, które udało nam się zdobyć jest on jedynym psem, który wyszukuje pasażerów, którzy mają podwyższony poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Był do tego szkolony z próbek śliny studentów Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, na którym wykładam. Przed stresującymi egzaminami pobierałam próbki śliny od studentów i najpierw na podstawie tych próbek a potem ludzi trenowaliśmy przez półtora roku. Teraz Zen potrafi wykryć zestresowane osoby, choć niekoniecznie muszą to być osoby zdenerwowane lotem. To mogą być osoby, którym zapikała bramka kontroli bezpieczeństwa i się zestresowali. Albo ktoś jedzie odwiedzić chorego rodzica za granicą, wraca od kogoś kto jest na przykład nieuleczalnie chory, czasem są to też osoby dotknięte konfliktem na Ukrainie.

Taka bardzo wzruszająca i łapiąca mnie za serce historia jest o tym jak bardzo elegancka, przepiękna kobieta zobaczyła psa i bardzo się wzruszyła, miała aż łzy w oczach. Podeszłam więc do niej i zapytałam, czy wszystko jest w porządku. Ona popłakała się i zapytała czy może się przytulić do psa, on też wtulił się w nią i tak został. Po chwili, jak się uspokoiła to powiedziała, że Zen wygląda identycznie jak pies, który zlokalizował ją pod gruzami po ataku bombowym na Ukrainie. Uratował ją z dwójką dzieci. Siedziałyśmy i płakałyśmy na tym lotnisku razem.

Zen potrafi wykrywać u ludzi stres, ale nie używam tego często, bo nie chcę go obciążać, to jest bardzo trudne psychicznie dla niego, też ze względu na to, że jest psem akcyjnym.

Czyli on głównie pracuje z ludźmi w emocjach?

Tak, ale on jest na tyle mocnym psychicznie psem, że on to znosi, nie wykańcza go to psychicznie. To jest jego praca – wyszukuje osoby o podwyższonym poziomie kortyzolu. Większość psów odbiera to jako zagrożenie, nie lubią podchodzić do takich osób a on traktuje to jako pracę, pokazuje mi: „mamo, patrz – ten pan jest zestresowany, ja się tu koło niego położę i proszę mnie nagrodzić za to, że go znalazłem” . Wstaje i idzie dalej, traktuje to jak swoje zadanie do wykonania.

Mówisz głównie o Zenie a przecież każdy z Twoich czterech psów ma zupełnie innych charakter.

Po kolei – Zen jest bardzo mocnym psychicznie samcem, jak król Mufasa – wychodzi na lwią skałę, wiatr mu rozwiewa grzywę i wszyscy mu się kłaniają. On nie potrzebuje wchodzić w konflikty, nic go nie rusza, latał ze mną podczas ćwiczeń nawet helikopterem. Ja zawsze porównuję wytrzymałość psychiczną psa do takiej szklanki – tak jakby w mózgu każdego psa była szklaneczka i wszystkie związki chemiczne związane z jego życiem i reakcjami się tam wlewały. Jeśli utrzymują się w szklaneczce to jest w porządku. A jeśli ta szklaneczka się przelewa to właśnie widać, że pies jest zestresowany, wychodzą jakieś zachowania patologiczne jak agresja lub nadmierna lękliwość. Każdy pies ma jakiś określony rozmiar tej szklaneczki – większy lub mniejszy. A Zen ma jakiś silos, jeszcze nigdy mu się nie przelało a ma sześć lat i naprawdę dużo razem robimy. On jest strasznie mocnym psychicznie psem a przy tym jest delikatny do dzieci, empatyczny, posłuszny, ma swoje zdanie, ale podporządkowuje mi się w stu procentach, jesteśmy takim super-teamem. Ale też całe moje życie jest podporządkowane pod te psy.

Lara, siostra Zena, bo mają tą samą mamę, jest młodsza, ma trzy i pół roku. Jest bardzo wrażliwą i empatyczną suczką, nawet jak się podniesie głos na kogokolwiek to ona bardzo bierze to do siebie. Dlatego w pracy z nią trzeba być bardzo pozytywnym. Jednocześnie ma tak zwane „will to please” na dość wysokim poziomie. Jeśli idziemy na spacer, to ona idzie pierwsza, przyjmuje rolę zwiadowcy i gdy cokolwiek się dzieje – widzi innego psa, rowerzystę, biegacza – to natychmiast mnie o tym informuje. Lara jest prymusem – zawsze musi być najlepsza. Jednocześnie bardzo kocha pracę na lotnisku, myślę, że najbardziej ze wszystkich psów.

Cyrylka ma dwa i pół roku, jest owczarkiem szetlandzkim mojej córki, Zosi. Jak wszystkie psy tej rasy jest bardzo wrażliwa, natomiast o dziwo jest też mocna psychicznie jak na tę rasę i nie boi się niczego. Nie ma ogromnej radości z interakcji z obcymi ludźmi, natomiast ma to świetnie wypracowane, bo uwielbia jeść – jak labrador. Więc jak ona zobaczyła, że Zen i Lara dostają nagrody za to, że podchodzą do obcych to postanowiła, że będzie najlepsza w tej profesji. W związku z tym zrobiliśmy certyfikację, jeździmy czasem na lotnisko, ale tylko wtedy gdy ona ma na to humor. Jeśli gdy wychodzę jej nie ma przy drzwiach, to znaczy, że nie chce jechać i wtedy jej nie zabieram, ona nie ma jakiejś wielkiej potrzeby przebywania wśród ludzi. Za to w życiu codziennym jest prawdziwą diwą, nie jest aż tak empatyczna jak bordery ale jest najbardziej uroczym pieskiem na świecie.

Nasz ostatni piesek to Patka. To szczeniak, którego wzięłam od koleżanki na socjal na półtora miesiąca i została. Patka ma tego samego tatę co Lara. Niesamowicie szybko się uczy, jest strasznie samodzielna co jest super w treningu ratowniczym. Niedawno miała swój pierwszy poważny trening ratowniczy i zachowywała się jak stary pies, który robi to od lat. Wszyscy byli w szoku a ja byłam z niej bardzo dumna, że wykonała wszystkie zadania idealnie. Będzie świetnym psem ratowniczym, natomiast w życiu na co dzień jest wyzwaniem. Dlatego jej hodowczyni nie chciała jej sprzedać osobie bez doświadczenia, bo w rękach laika mogłaby przy tej swojej samodzielności sprawiać problemy. My się bardzo dobrze zgrałyśmy, ale naprawdę dużo trzeba dać od siebie, żeby ten mały piesek chciał współpracować.

Jak wybierałaś swoje psy, to ważne było oczywiście skojarzenie rodziców, którzy mieli predyspozycje do pracy. Ale czy przy wybieraniu szczeniaka, który ma siedem czy osiem tygodni da się znaleźć cechy, które będą świadczyły o tym, że pies będzie dobry do tej pracy?

Tak, Zena wybrałam w wieku czterech tygodni. Już wtedy widać pewne cechy psa – od razu skakał po różnych powierzchniach, w nowym pomieszczeniu zaczynał się od razu bawić, widać było, że jest odważny. Pewne cechy charakteru widać już w wieku sześciu tygodni. Poza tym można przeprowadzić testy psychologiczne – Volharda lub Campbella-Fishera. Ja mam też opracowane przez siebie metody przygotowane pod moje potrzeby. Doświadczony hodowca również zwraca na pewne rzeczy uwagę. Planujemy teraz dwa mioty i u mnie nie będzie możliwości wyboru ani płci, ani koloru, dobierzemy szczeniaka pod konkretną rodzinę, która będzie chciała się nim zaopiekować i z nim żyć.

A jak wygląda szkolenie takiego psa? Wiadomo, że nie da się tego szkolenia, które trwa półtora roku, opisać w paru słowach, ale co jest najważniejsze? Przecież taki pies musi wypracować pewne cechy, których nie ma każdy pies, na przykład socjalność w stosunku do obcego człowieka.

To są cechy wrodzone, a ja je tylko pielęgnuje. Nawet najlepszego psa da się skutecznie i nieodwracalnie popsuć, ale i z pustego Salomon nie naleje. Jeśli pies jest zbyt wrażliwy, nadwrażliwy na dźwięki czy bodźce środowiskowe, to choćby nie wiem co, ten pies będzie się męczył w takiej pracy. Ja zajmuję się szkoleniem i terapią behawioralną psów ponad dwadzieścia lat, więc sama opracowałam pewne programy. Byłam też w kontakcie z osobami ze Stanów Zjednoczonych, które zajmują się przygotowaniem psów wsparcia emocjonalnego do pracy. Ja nie chciałam, żeby wyglądało to identycznie jak u nich, nie chcę na przykład, żeby mój pies nosił kamizelkę z napisem „pet me” i żeby miliony ludzi rzucały się na psa i go miziały, bo to by było dla niego po prostu za dużo. My wybieramy osoby, z którymi wchodzimy w interakcje. Pracujemy od 2019 roku na lotnisku i nie zdarzyło nam się jeszcze, żeby ktoś zbyt intensywnie podszedł do tego psa i go głaskał w nieodpowiedni sposób. Na lotnisku mamy też swój pokój, w którym możemy odpocząć. Także podczas tych dwóch godzin pracy mamy czas na przerwy. Ja widzę po psach, że jeśli wejdziemy w interakcje z kilkoma osobami, psy się bawią, szukają ukrytych piłeczek, to są zmęczone. I wtedy idziemy odpocząć do tego naszego pokoju. Mamy też dostępny wybieg, możemy wyjść na chwilę. I dla mnie i dla lotniska ich komfort jest najważniejszy.

Ale wracając do samego treningu – ja tak naprawdę dopasowuję trening do psa. Najważniejsze dla mnie jest zrobienie socjalu, zhabituowanie ich do dźwięków, ruchu, walizek, tego wszystkiego co się dzieje na lotnisku. To nam też bardzo pomaga w życiu codziennym, bo te psy niczego się nie boją – możemy bez problemu przejść przez ruchliwą ulicę, iść na dworzec i dla nich nie będzie to problem. Taki socjal każdy opiekun powinien robić ze swoim psiakiem, bo będzie mu po prostu łatwiej w życiu. Natomiast potem wypracowujemy system nagradzania i przyzwyczajamy psa do tego jak należy się zachować względem człowieka, żeby dostać nagrodę. Dzięki temu psy traktują to jako pracę.

I otrzymują tam zapłatę?

Tak, wypłata jest na bieżąco. Frustruje mnie, jak ludzie mi mówią „łapówkuje go pani” – nie, dostają nagrodę po wykonanej pracy. My ludzie dostajemy wypłatę po miesiącu a oni na bieżąco.

W Stanach certyfikacja na psy wsparcia emocjonalnego jest oficjalna i unormowana. Te psy podobnie jak psy asystujące są zalecane przez lekarza i przypisane do konkretnej osoby. A jak wygląda to w Polsce?

Tak, to jest zupełnie co innego, takiej certyfikacji w Polsce nie ma. My tutaj przechodzimy szkolenie dogoterapeutyczne i mamy certyfikację psów terapeutycznych. Natomiast taki pies wsparcia emocjonalnego na lotnisku to nie jest to samo co pies dla osoby, która się stresuje i ma zaświadczenie od psychiatry. To ja udzielam wsparcia innym osobom, dlatego nazywamy się emotional support team, bo dajemy to wsparcie jako zespół. Ja udzielam wsparcia przy współpracy z psem, bo to ja rozmawiam – w języku angielskim i polskim, więc to nie jest tak, że pies robi robotę. On jest obok ale wsparcia udzielam ja poprzez merytoryczne odpowiedzi dotyczące na przykład samolotów, bezpieczeństwa czy procedur. Jestem też certyfikowanym coachem, prowadzę odstresowujące rozmowy. Dla mnie to jest najlepsza praca na świecie – uwielbiam kontakt z ludźmi i jestem gadułą, ale umiem też słuchać. Czasami pasażerowie przytulają się do mnie a nie do psa. Ludzie borykają się z różnymi rzeczami, niekoniecznie związanymi z lotem i tego wsparcia trzeba im udzielić. Każdy z nas czasem potrzebuje takiej obcej osoby, której może się zwierzyć. Są takie grafiki, że człowiek wraca do domu z pracy cały na czarno i podchodzi do niego piesek, który ściąga z niego te czarne chmury. Ja też jestem taką osobą – ściągam na siebie te czarne myśli a potem ze mnie one łatwo się ulatniają.

Byliście pierwszym takim zespołem wsparcia emocjonalnego na lotnisku w Europie. Teraz to się rozwija, pojawiają się nowe zespoły, w Polsce nadal jesteście jedyni. Ale z tego co mówisz, w tej pracy liczy się nie tylko to jakich pies ma przodków, jakie cechy i jaki przeszedł trening, ale też jakie ty jako jego przewodnik masz cechy?

Tak, to jest ważne. Pewnie byłoby dużo trenerów psów, którzy mogliby przygotować psa do takiej pracy, ale do tego dochodzą jeszcze określone cechy charakteru i umiejętności przewodnika. Tak samo jak w ratownictwie, tutaj jesteśmy teamem. Do tego jest jeszcze kwestia bezpieczeństwa, ja muszę być bardzo pewna swojego psa i moich umiejętności czytania psa, żeby było to bezpieczne dla nas i wszystkich wokół.

Chciałabym też podkreślić to, że kocham swoje psy najbardziej na świecie i są one dla mnie bardzo ważne. Praca na lotnisku to nie jest praca dla każdego psa, nie każda rasa będzie się do tego nadawała, ale moje psy dzięki przygotowaniu przez lata, genom, predyspozycjom osobniczym są w stanie pracować na lotnisku bez stresu. Gdyby okazało się, że któryś z psów tego nie lubi, nie nadaje się do tego, to nie jeździłby tam ze mną, to są przecież członkowie mojej rodziny i chcę dla nich jak najlepiej. Moja córka ostatnio mówiła kogo kocha z naszej rodziny i wymieniła wszystkich – nie tylko nas, jej rodziców i brata, ale też Zenona, Larę, Cyrylkę, Pakę [psy - przyp.red.], Rysia, Krysię [koty - przyp.red], nasze kury, koguta Mariana, Klementynę, Jadwigę, Małgorzatę i tego kurczaka, który nie ma jeszcze imienia. Wymieniła wszystkie zwierzęta, łącznie z żabą rogatą Katarzyną, moją imienniczką, która siedzi zakopana pod torfem. Jesteśmy rodziną, na zdjęciach w ramkach w naszym salonie też są psy. U nas po prostu wszystko jest tak zorganizowane, że wszystko robimy z myślą o zwierzętach, nie wyobrażamy sobie życia bez nich. Nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś co skrzywdziłoby moje psy. Oczywiście wprowadzamy je w pewien dyskomfort, ale nie ma życia bez stresu, ważne jest jak się z tego wyjdzie. Lotnisko jest takim miejscem, gdzie psy mają swój czas, cieszą się z tego, że tam jesteśmy. Już, gdy ubieram swój uniform to one czekają przy drzwiach, bo wiedzą, gdzie idziemy i że czeka je tam świetny czas.