Oszust skazany, ale pokrzywdzeni pieniędzy raczej nie zobaczą

fot. Dawid Kuciński

Twórca piramidy finansowej, w którą ludzie włożyli około 10 milionów złotych, został skazany na 7 lat więzienia. Problem jednak w tym, że oficjalnie Jarosław K. nie ma grosza przy duszy. Z brakiem satysfakcji i pieniędzy pozostaje więc ponad 50 oszukanych.

58-latek mówił, że to, co robił, było w pewnym sensie chore, ale jego zdaniem nie działał z zamiarem pokrzywdzenia swoich klientów. Mówił, że postanowił być alternatywą dla bezdusznych instytucji finansowych. Jednak sam nie miał ani wykształcenia w tej kwestii, ani stosownych pozwoleń. Stąd jednym z zarzutów było prowadzenie działalności parabankowej.

Pierwsze cegiełki pod budowę piramidy finansowej zdobył około 2012 roku. Powiedzenie, że jak kraść, to miliony, uzupełnił o zdanie, że drobniaki też się liczą. Brał bowiem zarówno kwoty przekraczające 2,5 mln złotych, jak i te nieprzekraczające 4 tysięcy złotych. W sumie uzbierało się około 10 mln złotych.

Więcej na temat działalności Jarosława K. można przeczytać w tekście: „To, co robiłem, było chore”

Sąd nie miał żadnych wątpliwości co do winy oskarżonego. Zwłaszcza że do dyspozycji miał umowy zawierane z pokrzywdzonymi, które później zbadali biegli z zakresu księgowości. Sędzia Ewa Szymańska uznała, że szkodą każdej z oszukanych osób jest zarówno kapitał, który wnieśli do umowy, jak i zapisane w umowie niewypłacone odsetki.

W uzasadnieniu wyroku nie znalazła się ani jedna okoliczność łagodząca. – Nie ma żadnych wątpliwości, że od samego początku oskarżony działał w zamiarze pokrzywdzenia klientów. To klasyczny przykład piramidy finansowej, bo opierało się to na braniu od jednych i oddawaniu z tych pieniędzy odsetek drugim. Nie zainwestował, tak jak obiecywał, nawet złotówki – argumentowała sędzia Szymańska.

Dlatego do czasu, gdy klienci trzymali u Jarosława K. w depozycie pieniądze, jakoś się to toczyło. Gdy jednak jeden z większych inwestorów postanowił wyciągnąć swój kapitał, wszystko runęło.

Warto jeszcze przytoczyć wypowiedź sądu dotyczącą znamion czynu zabronionego, czyli doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. W przypadku piramidy finansowej odpowiedzialność karna nie wynika tylko z tego powodu, iż dany klient został oszukany i stracił pieniądze. Sędzia Szymańska stwierdziła, że nawet jeśli „wychodzi się ostatecznie na zero”, to ryzyko straty finansowej w wyniku wejścia do piramidy finansowej jest bardzo wysokie. Stąd też wszyscy, którzy byli klientami Jarosława K., mają status pokrzywdzonych.

Gdzie są pieniądze?

Sąd w przypadku kilku osób orzekł o naprawie szkody. Jednak dał jasno do zrozumienia, że oszukani sami będą musieli zawalczyć o utracone pieniądze. Sędzia Ewa Szymańska powiedziała, że nie jest rolą sądu ustalenie, gdzie się podziała gotówka.

Obecni na ogłoszeniu wyroku oszukani klienci nie kryli rozczarowania taką decyzją. Teraz co najwyżej będą mogli zwrócić się do sądu cywilnego o zwrot pieniędzy. Problem jednak taki, że oficjalnie Jarosław K. jest bankrutem i nawet jeśli pozapadają kolejne wyroki, to nie oznacza, że ludzie odzyskają swoje pieniądze. Warto wspomnieć, że w trakcie postępowania przygotowawczego najpierw podpisał intercyzę z żoną, a później się rozwiódł.

Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura najprawdopodobniej nie będzie składać apelacji, bo w dużej mierze wyrok pokrywa się z tym, czego domagali się śledczy (doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem jest zagrożone karą do 10 lat więzienia). Obrońca Jarosława K. zasygnalizował natomiast, że sprawa może trafić do Sądu Apelacyjnego.