Rozmowa na dzień dobry: „Stary Teatr nigdy z gry nie wypadł, choć niektórzy marzyli, by nie grał”

Nigdy nie jest miło człowiekowi, kiedy słyszy tyle niesprawiedliwych, niemających pokrycia w rzeczywistości ocen. Nie dałem się jednak sprowokować. A czy porównywanie sytuacji w Starym Teatrze do Polskiego we Wrocławiu miało sens, pokazał czas – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Marek Mikos, dyrektor Starego Teatru.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: To już dwa lata, odkąd jest Pan dyrektorem Starego Teatru. Jak ocenia Pan ten czas?

Marek Mikos, dyrektor Narodowego Starego Teatru: Sam początek zawsze jest – dla każdego dyrektora – niełatwy. Mój poprzednik nie pozostawił żadnych planów premierowych, a te, które miał – anulował, według zasady: po mnie choćby potop.

Początek Pana kadencji upłynął przede wszystkim pod znakiem kontrowersji. Po tym, jak objął Pan tę funkcję, wybuchła burza. Wszyscy pamiętamy też sytuację w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Nigdy nie jest miło człowiekowi, kiedy słyszy tyle niesprawiedliwych, niemających pokrycia w rzeczywistości ocen. Nie dałem się jednak sprowokować. A czy porównywanie sytuacji w Starym Teatrze do Polskiego we Wrocławiu miało sens, pokazał czas.

Pierwsze miesiące były trudne, spadła na Pana lawina krytyki. Ostatecznie powstała Rada Artystyczna tworzona przez aktorów związanych z narodową sceną.

W dokumencie konkursowym napisałem, że jeśli zostanę dyrektorem Starego Teatru, będę chciał, by jak najszybciej została powołana Rada Artystyczna, której rola powinna być znacząco większa niż za kadencji moich poprzedników. To, że w skład Rady weszli tak wybitni aktorzy, ogromnie mnie cieszy. Nasze rozmowy na temat repertuaru są partnerskie i twórcze. Dobrze, że z takimi osobami jak Dorota Segda, Anna Dymna, Anna Radwan, Ewa Kaim, Radosław Krzyżowski, Krzysztof Zawadzki, Roman Gancarczyk mogę rozmawiać o kształcie Starego. Teatr mający tak wybitnych artystów powinien korzystać z ich wiedzy i kunsztu.




Dzięki Radzie do Starego Teatru wrócili czołowi reżyserzy.

Zależało mi, żeby ci reżyserzy byli. Nikt nie ogłaszał bojkotu Starego Teatru, ale pierwsze miesiące były czasem wyczekiwania. Po powstaniu Rady Artystycznej pękły lody i można było doprowadzić do tego, że wybitni reżyserzy przystąpili do tworzenia swoich dzieł na narodowej scenie.

Na początku pod względem programowym nie wychodziło, uważa Pan, że teraz Stary Teatr wraca do gry?

Stary Teatr nigdy z gry nie wypadł, choć były osoby, które marzyły o tym, by stanął i nie grał. By w pierwszym sezonie nie było żadnych premier. By powtórzył się Wrocław. Na szczęście, dzięki mądrości zespołu, który nie posłuchał tych niemądrych rad, Stary Teatr wciąż jest jednym z najważniejszych miejsc teatralnych w Polsce.

Ten sezon teatr zaczął od „Niepodległości”, w ramach których prezentowane są spektakle w reżyserii młodych twórców. Teatr sięga po „młodą krew”?

Stary Teatr zawsze współpracował z młodymi twórcami. Kontynuacja, a nawet rozwinięcie takiego działania, było dla mnie oczywiste. Mówiłem o tym z władzami krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych zaraz po mojej nominacji, jeszcze przed objęciem dyrekcji teatru. W końcu udało się wszystko dopiąć i mogliśmy rozpocząć autorski projekt Pawła Miśkiewicza „Debiuty – Młodzi w Starym”. Podjęliśmy sformalizowaną współpracę z Akademią Sztuk Teatralnych.

Ogłosiliśmy konkurs, wybraliśmy najlepsze projekty, a po wewnętrznych pokazach zostały wybrane cztery z nich. Coraz mniej chętnie nazywam to „Debiutami”, bo mamy do czynienia z bardzo młodymi, ale dojrzałymi twórcami, operującymi rozmaitymi, ciekawymi językami teatralnymi. To ludzie, z których duża część będzie w przyszłości dyktować warunki w polskim teatrze.