Wirus nauczył nas pokory, ale też odnowił polską solidarność [ROZMOWA]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Cała służba zdrowia od kilkunastu dni pracuje bez wytchnienia. Nie tylko szpitale z oddziałami zakaźnymi mają problemy. Strach zagląda również w oczy innym, ale nie poddają się. – Boimy się, ale musimy być ponad to. Cały czas będziemy walczyć i pomagać – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl dr n. med. Anna Prokop-Staszecka.

Dawid Kuciński: Jest pani na posterunku czy w domu?

Dr nauk medycznych Anna Prokop-Staszecka, pulmonolog ze Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II w Krakowie: Cały czas pracuję w szpitalu. Uważam, ze mimo tego, iż niebawem skończę 69 lat, jestem w pełni wydolna i mogę pracować.

Jakie morale panują wśród personelu szpitala?

Za cały szpital nie mogę mówić.

A ludzie, z którymi pani pracuje?

Staramy się pracować normalnie. Trzy osoby są wyłączone: dwie na kwarantannie, jedna chora. Boję się, że rozwój epidemii spowoduje,  że zabraknie ludzi. Mamy bardzo mało lekarzy, a w pulmonologii jest dużo starszych medyków.

Boi się pani?

Tak, ale to nie znaczy, że zdezerteruje. Jaki dałabym przykład? Namawiali mnie koledzy, żebym dała sobie spokój i przeszła na emeryturę. To były dobre intencje, ale czy miałby pan do mnie szacunek?

Zrozumiałbym, ale w tej wyjątkowej sytuacji, wolałbym, aby pani została.

Dlatego zostaję. Ale nawet w mojej najbliższej rodzinie zdania są podzielone (śmiech). Teraz musimy uspakajać nastroje, organizować pracę, wydawać jasne instrukcje. Na naszym oddziale staramy się funkcjonować jak co dzień. Dbamy o ochronę i profilaktykę, bo zależy nam też na bliskich.

Nie wiemy, czy ktoś do nas nie trafi zakażony, bo przecież objawy są bardzo podobne do tych, z jakimi na co dzień trafiają do nas pacjenci. A jeśli dodamy do tego, że w 80% pacjenci przechodzą wirusa z łagodnymi objawami…

Jak ta choroba przebiega, przypomnijmy raz jeszcze.

Może się zaczynać od bólu głowy, mięśni, pojawia się gorączka i kaszel – typowo przeziębieniowe objawy. Następnie pojawiają się duszności, ból w klatce piersiowej. Sygnały mogą również iść z przewodu pokarmowego. Jak już mówiłam, prawie 80% zakażonych ma niewiele objawów i przechodzi chorobę w sposób łagodny. U 15–20% pojawiają się silne objawy, z których 5% ma ciężkie i przeradza się w ostrą niewydolność oddechową.

Oni trafiają na intensywną terapię i mają połowę szans na wyzdrowienie.

Liczba zakażonych i zmarłych w Polsce zaskoczyła panią?

Tak naprawdę wszystko przed nami. Na początku stycznia uważałam, że to wszystko strachy na Lachy. Dwa tygodnie temu zmieniłam zdanie, przeprosiłam. Wszyscy się dowiedzieliśmy, że to bardzo groźny i mocno zakaźny wirus.

Z tygodnia na tydzień wiemy coraz więcej. Tylko że problem narasta – nie tylko we Włoszech, ale też w USA. To nie było do przewidzenia. Trzymaliśmy się Chin i Wuhanu, myśleliśmy, że dają radę. I w sumie dali, ale jakimi siłami i środkami. A jakie my mamy? Wystarczy przyjrzeć się temu, co mówią władze poszczególnych szpitali.

Jakiś czas temu pojawiły się też pomysły, aby przejść epidemię poprzez tzw. stadną odporność. Polega to na tym, że większość społeczeństwa powinna zachorować i tym samym uodpornić się na wirusa. Na szczęście nie wprowadzono tego w życie.

To była straszna głupota i w środowisku lekarskim o tym wiedzieliśmy. Taki przekaz szedł z Londynu i ze Stanów Zjednoczonych. Gdyby tak się to skończyło, skutki byłyby tragiczne.

Jednak w obecnej sytuacji nie można mówić o pewnikach. Istnieje dużo pytań, na które odpowiem: nie wiem.

To chociaż spróbujmy odpowiedzieć na kolejne. Jakiś czas temu pojawiły się informacje o 13 wyzdrowieniach, w tym był „pacjent zero”. Ale od dłuższego czasu cisza. Pierwszy „krakowski” pacjent jest, według najnowszych informacji, w stanie ciężkim. Jak długo trwa zdrowienie?

Mamy pięć różnych postaci tej choroby i relatywnie długi czas rozwoju. Może zaczynać się od symptomów przeziębienia, a kończy na niewydolności płuc. A może dawać inne objawy z układu oddechowego czy nawet układu pokarmowego.

Część trafia na intensywną terapię. Dochodzenie do pełnego zdrowia zajmuje więc od trzech do nawet czterech tygodni.

Jest też tak, że nie wszyscy ten wirus wyeliminowali po tym, jak ich stan zdrowia się poprawił. A więc nie ma uprawnień do otrąbienia sukcesu i ogłoszenia, że pacjent jest zdrowy. Klinicznie jest lepiej, ale to niepełne wyzdrowienie, ponieważ wciąż jest w stanie wiremii.

Czy istnieje szansa, że jeśli już ktoś przeszedł chorobę i wyzdrowiał, to nie dojdzie do powtórnego zarażenia? Chodzi oczywiście o ten sam sezon i szczep, bo wiadomo, że wirus – tak, jak choćby grypy – mutuje.

Taką mamy nadzieję. Płyną też niestety takie informacje, że zaobserwowane zostały nawroty wiremii. Muszę jednak podkreślić, że ekspertem od tego konkretnego koronawirusa nie jestem, choć zajmowałam się mikrobiologią. Moja śp. profesor od wirusologii 35 lat temu ostrzegała nas właśnie przed wirusami. Widać, że miała rację.

Wracając do koronawirusa. Aby móc zasadniczo odnosić się do pewnych kwestii, trzeba mieć oparcie w danych. A tych jak na razie nie mamy. Dopiero po roku, po zebraniu odpowiednich materiałów, można powiedzieć, że coś wiemy. W momencie opracowania skutecznej szczepionki, która nie powoduje skutków ubocznych, można nawet powiedzieć, że wiadomo, jak ochronić ludzkość.

Ten wirus nauczył nas pokory, całe społeczeństwo.

Widzi pani jakieś jasne strony tej sytuacji?

Na nowo urodziła się polska solidarność. Od trzech dni pomagają nam rożnego rodzaju instytucje, prywatne firmy. Pytają, czego nam potrzeba. Bardzo za to dziękujemy.

Jako lekarze jesteśmy dla wszystkich. Mówię to w imieniu swoim i mojego zespołu. Cały czas będziemy walczyć i pomagać. Boję się, ale muszę być ponad to. Wierzymy, że damy radę.

News will be here

Aktualności

Pokaż więcej